Przy obiedzie bliźniacy siedzieli po obu stronach Chi Chenga. Chi Yuan patrzył na swoich wnuków i zjadł ledwie kilka kęsów. Mały Quan zanurzył pałeczki w szklance wody dziadka, a potem je oblizał i zaczął się śmiać.
Chi Yuan patrzył na uśmiech chłopca i zatopił się w myślach. Był człowiekiem sukcesu, miał udaną karierę, a z jakiegoś powodu czuł się w tej chwili bardzo samotny.
– Kochanie, zjedz coś, bo zaraz wszystko wystygnie – powiedziała do męża Zhong Wenyu.
– Nie martw się, nie jestem głodny.
– Skoro tak, to zostanie więcej dla dzieci – odparła Zhong Wenyu i zwróciła się do wnuków. – Chodźcie do mnie chłopcy, dam wam coś do zjedzenia.
Chi Jiali włączyła się do rozmowy:
– Mamo, tylko ich nie karm. Tyle razy ci mówiłam, że potrafią jeść samodzielnie.
– Ledwo co przyjechali, na pewno ciężko jest im jeść pałeczkami.
– Jak zgłodnieją, szybko się nauczą.
Zhong Wenyu patrzyła, jak jej wnukowie męczą się, jedząc ryż pałeczkami. Serce jej krwawiło, że nie mogła im pomóc, bo ich surowa matka jej na to nie pozwala.
Quan zaczął wpatrywać się w klopsiki stojące na środku stołu. Bardzo chciał je zjeść, ale nie sięgał pałeczkami i bał się, co powie mama. Jednak łakomstwo zwyciężyło. Wspiął się na kolana Chi Chenga, którego wzrok stał się ciemniejszy, niż skóra siostrzeńca. Jednak Quana to nie wzruszyło i ładnie uśmiechnął się do wujka. Chi Cheng spojrzał na niego spokojnym wzrokiem, który onieśmieliłby każdego, po czym sięgnął po kilka klopsików i wrzucił je do swojej miski. Postawił ją przed Quanem, który zaczął się nimi ze smakiem objadać.
Chi Jiali natychmiast spojrzała na nich ze złością i krzyknęła na syna:
– Quan Quan.
Chłopiec szybko odstawił pałeczki i zaczął się tłumaczyć po angielsku:
– Ja tylko pomagam wujkowi zjeść obiad.
Prawie wszyscy przy stole zaczęli się śmiać, przez co Chi Jiali poczuła się zawstydzona.
Po obiedzie Chi Yuan odebrał telefon z pracy, dowiadując się, że wezwano go do biura. Pechowo jego kierowca doznał kontuzji i chwilowo nie było go w pracy. Chi Yuan zamierzał sam pojechać autem, ale Chi Jiali stanowczo mu tego zabroniła.
– Tato, przecież wypiłeś kilka kieliszków wina, nie możesz prowadzić.
– Przesadzasz, wypiłem naprawdę niewiele.
– Jakie niewiele, powinieneś zadzwonić po taksówkę.
Zanim Chi Yuan zdążył odpowiedzieć, odezwał się jego syn:
– Podwiozę cię.
– Nie musisz – powiedział dość chłodno Chi Yuan.
Chi Cheng nie odpowiedział, tylko zebrał się i ruszył w stronę drzwi. Zhong Wenyu i Chi Jiali tak bardzo namawiały Chi Yuana, że w końcu zgodził się jechać z synem.
Przez większość czasu nie zamienili ze sobą ani słowa. Gdy byli mniej więcej w połowie drogi, Chi Cheng zatrzymał samochód i z niego wyszedł. Chi Yuan nie zapytał, co się dzieje. Gdy jego syn wrócił do auta, rzucił mu na kolana pudełko leków i wodę. Nie chciał, żeby wypity alkohol wpłynął na jego pracę.
– Nie potrzebuję tego – burknął Chi Yuan.
Chi Cheng nie odezwał się i podjechał pod kompleks rządowych budynków. Współpracownicy Chi Yuana stali przed bramą, gdy go zobaczyli, podeszli do auta.
– Och, czy to nie twój syn? Naprawdę kazałeś mu się podwieźć?
– Podczas obiadu wypiłem trochę wina, a mój kierowca nie mógł się dzisiaj pojawić w pracy. Mój syn bał się, że mogę spowodować wypadek i postanowił mnie podwieźć.
– Jak miło z jego strony. – Padły podszyte nutą zazdrości komplementy.
– To prawda.
Kiedy Chi Yuan otworzył drzwi, leki i woda wypadły z samochodu. Szybko podniósł je z ziemi i dodał:
– Prawie zapomniałem. Syn mi to kupił, nie chciał, żebym miał kaca.
Jego współpracownicy westchnęli z nostalgią, a jeden skomentował:
– Mój syn nigdy by nie zrobił dla mnie czegoś tak miłego. Byłbym szczęśliwy, gdyby czasem do mnie zadzwonił. Prawie nie przyjeżdża do domu, a gdy chcę się z nim zobaczyć, muszę się umawiać z dużym wyprzedzeniem.
Zanim Chi Yuan wszedł do budynku, spojrzał na syna siedzącego w aucie, po czym pochwalił go mówiąc:
– A jednak potrafisz być miły.
Po południu Chi Cheng zabrał siostrę i siostrzeńców na wycieczkę po mieście. Gdy szli ulicą, niósł obu chłopców na rękach, a Chi Jiali szła za nimi. Ściągali na siebie spojrzenia wszystkich przechodniów. Po pierwsze ze względu na nietypowy kolor skóry dzieci, po drugie, on i jego siostra byli wyjątkowo atrakcyjni. Wszyscy brali ich za czteroosobową rodzinę.
Po chwili doszli do dużego placu zabaw, gdzie chłopcy ich zaciągnęli. Ku zaskoczeniu Chi Jiali jej brat świetnie radził sobie z maluchami. Bała się jedynie, że zacznie im kupować wszystko, o co poproszą. Jednak on nie palił się do tego, bo miał w kieszeni tylko 10 juanów. Wu Suo Wei wiedząc, że Chi Cheng jedzie do domu, zostawił mu na szafce nocnej plik banknotów. Ale Chi Cheng zdążył się już przyzwyczaić, że wychodzi z domu prawie bez grosza i nie wziął ze sobą dodatkowego kieszonkowego.
Bliźniaki podbiegły do małego sklepiku tuż przy placu zabaw.
– Chcecie pestek melona? – zapytał sklepikarz i podał im dwie paczuszki prażonych pestek. – 10 juanów poproszę.
Chi Cheng aż zgrzytnął zębami. Jego siostra pierwszy raz od roku wróciła z zagranicy, dlatego wydał wszystko, co miał, na nasiona melona dla siostrzeńców. Jedną paczkę wsadził do kieszeni, a drugą otworzył i nasypał chłopcom do kieszeni. Sam też zjadł garść pestek pod czujnym spojrzeniem siostry.
– Jesteś pewien, że kupiłeś wystarczająco dużo, żeby podjadać pestki dzieciom?
Chi Cheng uśmiechnął się do niej i skinął na bliźniaki. Obaj grzecznie usiedli i jedli pestki. Później pojechali do centrum handlowego. Chi Jiali chciała kupić letnie ubrania dla dzieci. Rozglądała się po sklepie z ciuchami i nagle wypatrzyła męską koszulę w pięknym niebieskim kolorze.
– Pasuje ci. Zobacz, czy nie za mała – powiedziała do brata.
Chi Cheng nie skomentował i odwiesił koszulę. Poszli do sklepu obuwniczego i Chi Cheng zaczął oglądać parę sportowych butów. Chi Jiali spojrzała na niego zaskoczona.
– Poważnie? Podobają ci się? Zawsze twierdziłeś, że nie lubisz tak kolorowych butów. Co się stało, że zmieniłeś zdanie?
– Nie zamierzam ich nosić.
– To komu chcesz je kupić?
Chi Cheng nie odpowiedział i odłożył buty. Chi Jiali wiedziała, że jej brat nienawidzi zakupów, a już na pewno nie znosił wybierać ubrań dla innych. Sam ubierał się w to, co dostał od mamy i siostry. Zawsze, gdy Chi Jiali prosiła go, żeby podwiózł ją do centrum handlowego, czekał na nią w samochodzie. A teraz nie tylko z nią wszedł, ale też cierpliwie chodził po sklepach.
– Coś jest na rzeczy – pomyślała i chwyciła go za ramię, po czym odwróciła go tak, by spojrzeć mu w oczy.
– Znowu znalazłeś sobie faceta?
– Zgadłaś, punkt dla ciebie.
– Naprawdę? – Chi Jiali zmarszczyła brwi i ruszyła za bratem, który zamierzał wyjść ze sklepu. – Ogarnij się w końcu! Albo znajdź jakieś drzewo, weź linę i się na niej powieś. Wiesz, kim są twoi rodzice, a ty w ogóle o nich nie dbasz!
Zbliżała się pora kolacji. Jiang Xiao Shuai zacierał ręce, szykując się do jedzenia, jednak gdy tylko uniósł pałeczki, zadzwonił telefon.
– Cześć Shuai, to ja. Zaraz u ciebie będę – powiedział Wu Suo Wei. Doktor nie zdążył odpowiedzieć, bo chłopak się rozłączył.
– Szybko, chowamy jedzenie, Wei Wei zaraz tu będzie – rzucił do Guo Chengyu.
– Robisz się tak skąpy, jak on.
– On pochłonie wszystko – wycedził Jiang Xiao Shuai przez zaciśnięte zęby. – I gdyby tylko chodziło o zupę, to nie ma problemu. Ale ostatnio zjadł wszystkie pierożki. Najgorsze, że Chi Cheng mu w tym pomógł. Gdy chciałem schować kilka porcji, tak na mnie spojrzał, że bałem się poruszyć. Skończyło się na tym, że zjedli wszystko, nawet pastę z krewetek. Mają żołądki bez dna. Nie chcę narzekać, ale wolę schować moje ulubione przekąski.
Po tych słowach wziął kilka paczek przekąsek ze stołu i zaczął upychać je po górnych szafkach.
– Uważaj, nie spadnij z krzesła.
– Przestań, nie jestem dzieckiem – burknął doktor. – Szybko, podaj mi resztę.
Guo Chengyu nigdy w życiu nie robił czegoś takiego i zawahał się przez chwilę. Ale w końcu podał mu kilka przekąsek ze stołu. W tym momencie zadzwonił dzwonek.
– Co on taki szybki?
Jiang Xiao Shuai spojrzał na Guo Chengyu spanikowanym wzrokiem, zeskoczył z krzesła i podbiegł do stołu. Chwycił talerze z jedzeniem, by je schować w kuchni. W tym momencie Wu Suo Wei pojawił się w drzwiach.
– O, widzę, że jecie kolację – powiedział z uśmiechem na ustach, wyczuwając darmową wyżerkę. Widząc doktora z talerzami w dłoni, pomyślał, że właśnie przyniósł je z kuchni. Jiang Xiao Shuai próbował zachować zimną krew.
– Właśnie skończyliśmy. Pomóż mi posprzątać ze stołu – odezwał się do Guo Chengyu z subtelnym mrugnięciem oka. – Chodź.
Niestety Jiang Xiao Shuai był w stanie zrobić tylko dwa kroki, bo Wu Suo Wei go zatrzymał.
– Nie wynoś. Nie zjedliście wszystkiego, pomogę wam.
– Naprawdę chcesz zjeść resztki? – zapytał doktor siląc się na uśmiech.
– Nie przeszkadza mi to. Zjem wszystko, bo gdy jestem najedzony, jestem szczęśliwy. – Gdy tylko skończył mówić, sięgnął po udko i włożył je sobie do ust. Zabrał talerze od doktora i Guo Chengyu, po czym usiadł przy stole i zabrał się za jedzenie.
– Przepysznie dusicie mięso.
Jiang Xiao Shuai przyjął ten komplement z nietęgą miną, czując, że zaczyna burczeć mu w brzuchu.
Chłopak spojrzał na nich i zapytał:
– Może zjecie ze mną? A nie, przecież już jesteście po kolacji.
Jiang Xiao Shuai spojrzał na Guo Chengyu nienawistnym wzrokiem. – To przez ciebie, bo ruszałeś się jak mucha w smole. Mieliśmy taką pyszną kolację i nie skosztujemy z niej nawet jednego udka.
– Hej, nie flirtujcie na moich oczach – zażartował Wu Suo Wei. – A może przerwałem wam miłosne igraszki? Mogę na chwilę wyjść i zjeść na zewnątrz.
Jiang Xiao Shuai wypowiedział słowa, sycząc przez zęby.
– Nie musisz.
Tłumaczenie: Antha
Korekta: Nikkolaine
Komentarze
Prześlij komentarz