W chwili, gdy Yokozawa Takafumi wyszedł z klimatyzowanej księgarni, jego ciało zostało spowite przez ciężkie i lepkie powietrze. Upały zaczęły się na początku lipca, a dzisiejszy dzień był wyjątkowo nieprzyjemny. Już od kilku dni Yokozawa nie mógł znieść gorąca. I mimo zmiany swojej garderoby na letnią, jak tylko wychodził na zewnątrz, momentalnie zalewał się potem. Marynarkę od garnituru miał przewieszoną przez ramię i nie włożył jej nawet na chwilę przez cały dzień. W dodatku wieczorem, kiedy słońce przestawało prażyć, wilgotność powietrza była tak duża, że nie dało się oddychać. Jeśli tak dalej pójdzie, to strach myśleć o sierpniu. Miał dość upałów, które w tym roku pobiły wszelkie rekordowe jak dotąd temperatury.
– Rany, ale mam ochotę na browara!
– Tak, chodźmy do ogródka piwnego!
Grupka biznesmenów, którzy najprawdopodobniej wracali do domu, minęła Yokozawę. Ich rozmowa była odzwierciedleniem jego pragnień. Opanował pokusę, wyjął telefon i wybrał numer do biura.
– Marukawa Shoten, dział sprzedaży, w czym mogę pomóc? – Zabrzmiał w słuchawce radosny głos jego podwładnego.
– Henmi? Tu Yokozawa.
– Ach, świetna robota!
– Właśnie skończyłem obchód księgarni. Działo się coś podczas mojej nieobecności?
– Nieszczególnie. A jak tam u pana?
– Zdobyłem zgodę na pomoc przy targach. Na początku przyszłego tygodnia podam ci wszystkie szczegóły. Nie mam już nic na dzisiaj do zrobienia, dlatego pójdę prosto do domu. Czy mógłbyś to odnotować? – Yokozawa dobrze wykorzystał czas. Poza tym nie planował wyjścia na drinka lub spotkań z szefostwem ani z klientami.
– Zrozumiałem!
– No to idę. – Zakończył połączenie i od razu szarpnął za krawat, żeby go poluzować, i udał się na stację.
Chociaż powiedział, że zamierza pójść prosto do domu, to jednak nie myślał wtedy o własnym mieszkaniu. Jak tylko wyłączył telefon, przypomniał sobie, że miał dać znać, jak skończy pracę.
Jechali w tym samym kierunku, dlatego Yokozawa, szczerze mówiąc, nie widział sensu, żeby spotykać się w połowie drogi. Ale to by było żałosne, gdyby musiał przeciwstawić się facetowi, który bezustannie mu dokucza i to z uśmiechem na twarzy. Wspólny powrót do domu był w dodatku bardzo zawstydzający, przez co również Yokozawa czuł się niepewnie.
Jednak po chwili wahania włączył telefon, wybrał numer i po kilku sygnałach uzyskał połączenie.
– Uch… To ja.
Ostatnio zaczął przejmować się tym, jak rozpocząć z nim rozmowę. Jasne, że najlepiej byłoby przywitać się tak, jakby to była dyskusja związana z pracą, ale z jakiegoś powodu to było trochę niezręczne. Naturalnie używał formalnych zwrotów grzecznościowych, a podczas spotkań nic się nie zmieniło w sposobie, w jaki ze sobą rozmawiali. Ale kiedy dzwonił do Kirishimy prywatnie, to czuł nieustający niepokój.
– Dobra robota, skończyłeś na dzisiaj?
– Tak, wyrobiłem się szybciej, niż myślałem.
Po drugiej stronie był Kirishima Zen, redaktor naczelny miesięcznika Japun. Kirishima był też redaktorem mangaki, Ijuuina Kyou, który generował Marukawie wielki hit osiągający rekordową sprzedaż – serię „The Kan“.
Kirishima robił wielkie wrażenie nie tylko jako zwykły redaktor, ale też redaktor naczelny, który dzięki wrodzonej charyzmie ogarniał zespół dość oryginalnych pracowników. Jednak Yokozawie zdarzyło się pomyśleć, że ten facet jest czasem nadgorliwy jeśli w grę wchodziła praca. Ale to pewnie dzięki temu osiągał jakość, która przyciągała do niego najbardziej wybrednych autorów. I chociaż Yokozawa nigdy nie ośmielił się choćby o tym napomknąć, to mimo wszystko darzył go wielkim szacunkiem, w kwestii jego kariery zawodowej, oczywiście.
Ludzie często mawiają, że Bóg nigdy nie obdarowuje ludzi dwoma darami, a jednak gdy przybył do Kirishimy, to ten został pobłogosławiony nieskazitelną etykietą pracy oraz przyjemną aparycją. Z powodzeniem mógł rywalizować z Yokozawą ze swoją piękną, kształtną twarzą i ciałem utrzymanym w nieskazitelnej równowadze. Posiadał tę młodzieńczą aurę, która utrudniała szufladkowanie go jako faceta po trzydziestce. Yokozawa nigdy nie widział, żeby w pracy był wytrącony z równowagi. Zawsze otaczała go aura pełnej kontroli nad każdą sytuacją. Ostatnio zdał sobie sprawę jak chłodny, spokojny i piękny głos posiada Kirishima. Głos, który wydobywa się z tych jakże smukłych ust. Był tak drażniący, że nawet szept przeszywał uszy Yokozawy i rozchodził się prosto do bioder.
Mimo to facet był daleki od ideału. I gdyby Yokozawa mógł wybrać jedną cechę, której nie może u niego zdzierżyć, to wybrały osobowość.
Chociaż Kirishima nie obnosił się z tym, to jednak miał kilka denerwujących małych fobii, na przykład nie mógł powstrzymać swojej fascynacji wobec dumnych i przekornych osób.
Yokozawa najwyraźniej był celem jego uszczypliwości i od czasu do czasu Kirishima nieźle się zabawiał jego kosztem. I chociaż Yokozawa doskonale zdawał sobie sprawę, że to wszystko to gra nakręcana jego zbyt mocnymi reakcjami, to mimo starań nie był w stanie zachować kamiennej twarzy w takich chwilach.
Kirishima najwyraźniej dobrze wiedział, jak daleko może się posunąć, ponieważ nigdy nie zrobił nic ani nie powiedział czegoś, co naprawdę wkurzyłoby jego partnera. A to czyniło z Yokozawy idealną zabawkę, przyjmując, że on i tak nie będzie w stanie się na niego zdenerwować.
Minęło już pięć miesięcy, odkąd zbliżył się do Kirishimy w taki sposób. Wcześniej nigdy nie rozmawiali poza pracą, a nawet teraz Yokozawa zastanawiał się, jak dziwne były ich relacje w tym zakresie.
Połączyło ich złamane serce. Po długim, nieodwzajemnionym uczuciu, Kirishima pojawił się w momencie, kiedy Yokozawa musiał pogodzić się z odrzuceniem. Chociaż ciągle niewiele pamiętał z tamtej nocy, to uważał, że dzięki temu, że był tam Kirishima, dał radę przejść przez to wszystko, nie załamując się całkowicie.
To było takie zawstydzające, kiedy przypomniał sobie, w jak tragicznym był stanie, kiedy próbował uciec przed bólem pękniętego serca. Jednak pocieszał się faktem, że ten okres był sam w sobie znakiem.
– Brzmisz, jakbyś był bardzo szczęśliwy. Stało się coś dobrego? – Niski głos ozbrzmiewał w słuchawce, uderzając prosto w błonę bębenkową Yokozawy. Rozmowa z Kirishimą przez telefon w ten sposób była nieco… dziwna. Prawie jakby miał go obok siebie szepczącego mu do ucha. Nigdy wcześniej nie czuł się tak podczas rozmowy telefonicznej i nie wiedział, czy to dlatego, że rozmawia z Kirishimą, czy to przez sposób, w jaki on do niego mówi. Dodatkowo to nie była sprawa, w której mógłby zaczerpnąć czyjejś opinii, dlatego nie był w stanie stwierdzić, czy to jego subiektywne odczucie, czy może chodzi o coś zupełnie innego.
– Tak właściwie to księgarnia była otwarta na współpracę. To dzięki tobie udało się wszystko tak sprawnie załatwić. Naprawdę mi pomogłeś. – Rzeczywiście, powód dla którego księgarnia zgodziła się wziąć udział w targach był taki, że udało mu się uzyskać zgodę autora na wykorzystanie książek z autografami i ilustracji do celów marketingowych. A wrzucenie tego wszystkiego do harmonogramu kapryśnego i bardzo zajętego autora było wyłącznie zasługą Kirishimy. Yokozawa wiedział, że nawet bez organizacji targów tomik by się sprzedał, ale jako handlowiec chciał sprzedać tych tomików jeszcze więcej. Gdyby była szansa na zwiększenie sprzedaży, a on by w tym czasie bezczynnie siedział, to byłoby nic innego jak zaniedbanie, które mogłoby się stać jego wizytówką.
– Ja nic nie zrobiłem. To wszystko dzięki naszej dobrej współpracy z autorem i twojej ciężkiej pracy. Plus dla ciebie.
– Ja tylko robię to, co do mnie należy. – Yokozawa naprawdę rzadko dostawał pochwały takie jak ta. Chociaż wiedział, że pracował dwa razy ciężej od innych i dzięki temu miał efekty, to nie należał do osób, które starały się dla pochwał.
Ale Kirishima powiedział to bez zastanowienia, szczerze, i właśnie przez to Yokozawa poczuł się zakłopotany. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek przyzwyczai się to tego aspektu swojego charakteru.
– Rany, przecież mówiłem ci, żebyś zaczął przyjmować komplementy jak człowiek. No chyba, że wolisz, żebym cię pomęczył?
– Niby kiedy to powiedziałeś? Zresztą, nieważne. Jeśli dają, to biorę. – Dlaczego nie mógł zwyczajnie podziękować?
Czasem zachowywał się jak uparty bachor, a przez to kompletnie nie działał motywująco, niestety.
Yokozawa naprawdę odwalił kawał dobrej roboty. Ale to nie tak, że pracował dla uznania, chociaż… Słowa pochwały były bardzo miłe, a zwłaszcza, kiedy zostały powiedziane przez kogoś, kogo szanował.
– Co teraz robisz? Wracasz do pracy? – Najwyraźniej w ogóle się nie przejął dpowiedzią kochanka. Yokozawa często zastanawiał się, czy to przez to, że Kirishima był w stanie przejrzeć go na wskroś i dobrze wiedział, jaki był naprawdę, czy może myślał, że był zbyt nieśmiały. Jakby nie było, to problem był na tyle błahy, że Kirishima nie widział sensu, żeby poświęcić mu więcej uwagi.
– Nie. Idę prosto do domu. Myślę, że za pół godziny będę.
– W takim razie spotkajmy się w sklepie przy dworcu obok mojego domu. Zaraz wychodzę z biura. Pewnie dojedziesz tam pierwszy, więc poczekaj na mnie.
– W porządku.
Gdy już zdecydowali, gdzie się spotkają, Yokozawa zakończył rozmowę i wyłączył telefon. Akurat zbliżał się do stacji. Ostatnio spędzał weekendy u Kirishimy i chociaż nie za bardzo się cieszył z tak częstych wizyt, to i tak zawsze się na nie zgadzał, ponieważ Hiyori żegnała się z nim mówiąc:
– Do zobaczenia niebawem!
Yokozawa zaczął u nich spędzać coraz więcej czasu ze względu na Soratę, swojego kota. Kiedy Sorata był chory, Hiyori się nim zajmowała i przez to Yokozawa przyjął oferowaną mu pomoc przy opiece nad zwierzakiem. Od tamtej pory Sora zżył się z Hiyori i stał się stałym członkiem ich rodziny. A kiedy witał Yokozawę w drzwiach, widać było, że czuł się tam jak w domu.
Po zrobieniu zakupów dla Hiyori w podziemnym centrum handlowym, Yokozawa poszedł na peron i wsiadł do wagonu. Było tam bardzo tłoczno z powodu wieczornego szczytu – o tej porze tabun ludzi wracał w pośpiechu do domów. Yokozawa stanął w rogu i mocno trzymał zakupy, aby ochronić je przed zmiażdżeniem. Udało mu się wypatrzeć miejsce między dwiema podróżującymi osobami. Wagon nie był jeszcze aż tak przepełniony, jednak każda próba przemieszczenia się z miejsca na miejsce spotykała się z rozdrażnieniem współpasażerów. Yokozawa pomyślał, że w puszcze sardynek byłoby o niebo wygodniej.
Chociaż klimatyzacja była włączona, to przez tak dużą liczbę jadących w wagonie osób, powietrze było wilgotne i duszące. Yokozawa, wyższy o ponad głowę od innych, miał mniej problemów ze złapaniem oddechu, ale niestety nic nie mógł poradzić na upał, jaki panował wewnątrz. Gdy wyciągnął rękę, żeby złapać wiszący nad nim uchwyt, dzięki któremu zniwelowałby choć trochę bujanie, dostrzegł młodą kobietę z ponurą miną, stojącą po przekątnej.
– …?
Być może czuła się słabo z powodu upału. Przylgnęła do poręczy obok drzwi z kamiennym wyrazem twarzy. W sumie to było całkiem dobre rozwiązanie, bo wokół siebie miała trochę więcej tlenu. Jednak nieco po czasie Yokozawa zauważył, dlaczego dziewczyna jest taka blada.
Mężczyzna, pewnie jakiś biznesmen, spojrzał na niego. Stał z tyłu i pochylał się nad kobietą dużo mocniej niż można byłoby oczekiwać w takiej sytuacji. Przy każdym zakołysaniu pociągu przysuwał się coraz bardziej i subtelnie pocierał jej ciało ręką, która niby przypadkiem leżała na jej boku.
Z kąta, w którym stał, Yokozawa nie mógł dokładnie zobaczyć dłoni mężczyzny, a ponieważ był właśnie świadkiem przestępstwa, nie wiedział, co powinien powiedzieć. Aż w końcu złapał faceta za rękę, która już wślizgiwała się między uda dziewczyny.
– A ty co, do diabła, wyprawiasz? – W jednej chwili zagotowało się w nim. Odepchnął na bok pasażerów i wykręcił rękę zboczeńca.
– Co? Co to ma znaczyć? – W wagonie zawrzało od szeptów, które szybko ucichły. Pasażerowie wstrzymali oddech, patrząc w milczeniu, jak Yokozawa stawiał czoła temu mężczyźnie.
Olewając całkowicie wbite w niego spojrzenia, zmrużył oczy i wydusił z siebie:
– Też chciałbym wiedzieć. Obmacywałeś tę młodą kobietę, tak?
– Oczywiście, że nie! Mógłbyś nie rzucać takich bezpodstawnych oskarżeń!
– A może ją o to zapytamy? Jeśli to pomyłka, to z chęcią cię przeproszę. Powiedz, dotknął cię?
– Tak, zrobił to. – Jej głos brzmiał niewiele głośniej niż bzyczenie komara. Nagle wszystko stało się jasne. Poszkodowana spojrzała na swojego oprawcę ze strachem i gniewem.
Teraz to mężczyzna zrobił się blady. Możliwe, że uświadomił sobie, iż sprawy przybrały nieciekawy obrót, skoro jego ofiara potwierdziła, co zaszło. Zaczął się szybko usprawiedliwiać.
– Pociąg jest tak zatłoczony, że dotknąłem jej przypadkowo, to wszystko! Nie zrobiłem tego celowo!
– Gdyby to nie było celowo, to jak, do diabła, udałoby mi się zlokalizować twoją rękę i to z miejsca, w którym stałem? Tak czy siak, wysiadasz na następnej stacji.
– Tak jak mówiłem, to przez…
– Z chęcią wysłucham twoich wyjaśnień. Chociaż równie dobrze powinienem wykopać cię na następnej stacji…
– Och, dobrze!
Chwilę później pociąg zatrzymał się i Yokozawa wyciągnął faceta na peron. Jadący z nimi pasażerowie rozstąpili się, robiąc im miejsce. Jednak osoby stojący na peronie, którzy nie mieli pojęcia o całej sytuacji, nagle zaczęli przeciskać się wokół nich. Yokozawa próbował przeciągnąć mężczyznę do końca peronu, żeby nie tamować ruchu.
– Puszczaj mnie!
– Ał! Hej! Czekaj!
W chwili, gdy Yokozawa był nieco rozproszony przez otaczających ich ludzi, facet wykorzystał swoją szansę, wbił paznokcie w dłoń Yokozawy i wyrwał się z uścisku, po czym rzucił się do ucieczki. Postarał się jak najszybciej wmieszać w tłum i uciekł.
– Ty łajdaku, jeszcze z tobą nie skończyłem! – krzyknął wytrącony z równowagi handlowiec, próbując go ścigać.
Niestety został zatrzymany przez tłum i stracił mężczyznę z oczu. Próbował przecisnąć się przez masę ludzi, ale w tych warunkach nie było najmniejszej szansy na złapanie go.
– Szlag! – Zrezygnował z próby pościgu za zboczeńcem i wrócił do miejsca, gdzie zostawił poszkodowaną dziewczynę. – Jestem żałosny, pozwoliłem mu uciec. – Może to jakiś notoryczny przestępca, skoro tak świetnie poradził sobie z ucieczką. Gdyby Yokozawa nie rozluźnił chwytu, tamten nie dałby rady wyrwać się tak łatwo. W duchu ganił się za bycie naiwniakiem.
– O nie! Sam fakt, że mi pan pomógł to i tak bardzo wiele! To ja jestem żałosna, że nie byłam w stanie zwrócić mu uwagi!
– To nic, byłaś przerażona. Przepraszam, że nie zauważyłem wcześniej.
– Nie, nie, naprawdę. Uratował mnie pan. Bardzo dziękuję!
Poczuł się nieswojo, otrzymując podziękowania, skoro nawet nie dał rady zatrzymać sprawcy. Miał wrażenie, że nie zrobił niczego godnego takich podziękowań.
– Chodź, głowa do góry. Myślę, że powinnaś powiedzieć pracownikom dworca o tym, co się stało. Jeśli nie dasz rady pójść tam sama, to mogę pójść z… Coś się stało? Mam coś na twarzy?
Kobieta wpatrywała się w niego, po czym nieśmiało zapytała:
– Będę jeszcze bardziej żałosna, jeśli się mylę, ale czy mam przyjemność z panem Yokozawą z Marukawy Shoten?
Zamurowało go, gdy usłyszał swoje nazwisko i nazwę miejsca pracy.
– Tak, to ja. Spotkaliśmy się już wcześniej? – Nie było opcji, żeby znał tak młodą dziewczynę.
Widząc jego zaskoczoną twarz, kobieta szybko wyjaśniła:
– Ach, pracuję na pół etatu w „Books Marimo” i czasem tam pana widuję.
– Och, rozumiem.
Będąc liderem sprzedaży książek w mieście, księgarnia Marimo zatrudniała wielu pracowników, w tym również takich na niepełny etat. Yokozawa miał styczność głównie z osobami odpowiedzialnymi za konkretne działy. Z innymi prawie nie miał żadnego kontaktu, dlatego zdziwił się, że został rozpoznany.
– Och, przepraszam. Nazywam się Matsumoto, pracuję na kasie i w sumie nigdy nie rozmawialiśmy…
– Nie masz za co. To ja powinienem przeprosić.
– Yukina dużo o panu opowiadał! Powiedział, że jest pan najlepszym sprzedawcą!
– Czy on… – W tym dniu co rusz otrzymywał komplementy, do czego nie był zupełnie przyzwyczajony, dlatego zupełnie go to rozbroiło. Nie miał pojęcia, jak najlepiej zareagować, dlatego zachowywał się dość niepewnie. Chociaż był ciekawy, co takiego mówiło się o nim w księgarni, to jednak zdecydował się nie kontynuować dalej tego tematu.
– Jeszcze raz bardzo dziękuję za dzisiaj! Och, jeśli to nie będzie problem, to proszę pozwolić mi właściwie podziękować przy kolejnej sposobności!
– Nie martw się tym. Zrobiłem co do mnie należało. – Nie mówiąc o tym, że pozwolił sprawcy uciec, ale to akurat nie było warte podziękowania. Docenił starania dziewczyny, ale mimo to czuł się niezręcznie. Pomimo wszelkich starań spławienia jej, wyraźnie było widać, że Matsumoto tak łatwo nie odpuści.
– Ale… Nie mogę tego tak zostawić… Wiem, że nie mogę zrobić za wiele, ale jeśli to nie będzie problem… – urwała swoją żarliwą propozycję i Yokozawa postanowił zaproponować coś od siebie.
– W takim razie byłbym ci naprawdę wdzięczny, gdybyś sprzedała jak najwięcej książek Marukawy. Wtedy mój ranking sprzedaży wzrośnie jeszcze bardziej. Ale póki co, może pójdziemy zgłosić to zajście?
– Dobrze! – Chętnie wskoczyła na nowy temat rozmowy, co przyniosło ulgę Yokozawie. Naturalnie poczuł dreszczyk emocji, kiedy chciała okazać mu swoją wdzięczność, ale jakoś nie mógł zmusić się do wykorzystania jej w jakikolwiek inny sposób.
– To co, idziemy? – Większość ludzi opuściła peron, gdy rozmawiali, a teraz on, razem z Matsumoto zmierzał w kierunku bramek biletowych.
– Cholera, jestem spóźniony…
Powiedział, że dojazd zajmie mu pół godziny, ale od rozmowy z Kirishimą minęła już dobra godzina. Towarzyszył Matsumoto podczas składania raportu z incydentu w pociągu, w biurze personelu dworca. Trwało to dłużej, niż się spodziewał, ale po wyjaśnieniu szczegółów zajścia, zostali poinformowani, że profil sprawcy pasuje do ostatnio otrzymanych zgłoszeń, i że aktualnie prowadzone jest śledztwo w tej sprawie. Tak tchórzliwy przestępca powinien być jak najszybciej złapany, a Yokozawa bardzo żałował, że pozwolił mu uciec, jednak teraz nie mógł zrobić nic więcej, jak pozostawić sprawę w rękach specjalistów.
Yokozawa rzucił się do bramki biletowej, a potem popędził na schody. Gdy już zbliżał się do sklepu spożywczego, zauważył Kirishimę, który czekał na niego, czytając magazyn na stoisku z prasą.
– Przepraszam, że musiałeś czekać. Co czytasz?
– Japuna. Wydanie z tego miesiąca jest wyjątkowo dobre.
– W ubiegłym tygodniu przeczytałem wersję edytorską. A ty jesteś chyba jedyną osobą, która robi coś tak głupiego. Jaki jest sens w czytaniu tego teraz? – Przed wysłaniem do druku sprawdzili wszystkie zakamarki i szczeliny, których czytelnicy nigdy by nie wyłapali ani się nad nimi nie zastanawiali. Yokozawa nie widział większego sensu, aby czytać to teraz.
– Być może zauważę coś, czego nie widziałem wcześniej, bo czytam to z zupełnie innej perspektywy.
– Myślisz?
– Cóż, jestem zadowolony, że przynajmniej nie ma żadnej literówki. Pójdę kupić mleko, poczekaj tu na mnie. – Odłożył magazyn na miejsce i udał się w kierunku półek z nabiałem. Yokozawa właśnie pomyślał, że z niego jest naprawdę przyzwoity facet i był w szoku, kiedy pomyślał, że on w taki właśnie sposób sprawdzał błędy w druku.
Chwilę wcześniej, czekając, aż Kirishima skończy sprawdzać Japuna, Yokozawa zerknął na stoisko z prasą. Być może dlatego, że była to data premiery, rzuciły mu się w oczy duże litery na jednym z magazynów związanych z małżeństwem.
Napis brzmiał: „Ponowne małżeństwo – edycja specjalna”.
Powodem, dla którego akurat ten magazyn wpadł mu w oko, chociaż wcześniej nawet by go nie zauważył, mogła być delikatna presja, jaką zaczął odczuwać ze strony rodziców.
Ponad połowa jego przyjaciół z liceum była już po ślubie, a jedynie nieliczni z nich nie mieli dzieci. Gdy co roku dostawał zdjęcia z życzeniami noworocznymi, nie mógł wyjść z podziwu, jak te dzieciaki szybko rosną. Jego rodzice najprawdopodobniej poddali się i przestali liczyć na swojego syna, który do tej pory jeszcze nigdy nie był w żadnym poważnym związku. Jakoś specjalnie nie naciskali na niego, ale dobrze wiedział, że czuli się trochę zazdrośni, za każdym razem, kiedy przyszła kartka noworoczna z wiadomością, że kolejnemu znajomemu urodziło się dziecko.
Powodem, przez który czuł się tak winny było to, że gdy widział swoją matkę w takiej chwili, dobrze wiedział, że nigdy nie będzie w stanie dać rodzicom tego, czego dla niego pragną.
Wydał z siebie ciche westchnienie, po czym Kirishima stojąc tuż za nim, skończył sprawdzać magazyn.
– Przepraszam, że kazałem ci czekać.
– No co ty, to przecież ty musiałeś czekać na mnie. Mogłeś wysłać mi wiadomość i iść do domu.
– Nic się nie stało. I tak miałem zamiar tu przyjechać. A co u ciebie, coś się stało? Pociąg się spóźnił, tak?
– Właściwie, wiesz… – Yokozawa w drodze ze sklepu do domu, powoli i szczegółowo opowiedział Kirishimie całe zajście. Gdy powiedział o tchórzliwych poczynaniach zboczeńca, twarz mężczyzny pociemniała i przybrała gniewny wyraz.
– To jest po prostu niewybaczalne.
– Prawda? Krew uderzyła mi do głowy i zanim się zorientowałem, dorwałem faceta.
– Brzmi jak jakieś telewizyjne show, co? I chociaż cieszyłbym się, gdyby ci wszyscy dewianci padli trupem, to muszę przyznać, że bardzo żałuję, że nie widziałem twojej walecznej postawy.
– Gdybyś ty tam był, to pewnie zareagowałbyś dużo wcześniej i spuściłbyś mu łomot, zanim policja zdążyłaby przybyć. – Kirishima sprawiał wrażenie bardzo wyrozumiałego faceta, ale miał córkę, przez co posiadał dość silnie wpojone poczucie sprawiedliwości. Dopiero odkąd byli w bliższej relacji, Yokozawa zauważył, jak łatwo i szybko partner wpadał w szał.
– Hej, nie bądź niemiły. Nie ma opcji, żebym zrobił coś tak głupiego jak stosowanie przemocy. Raczej zafundowałbym mu ostrą reprymendę i upewnił się, że dostanie to, na co zasłużył. – Gdzieś w głębi Yokozawa zastanawiał się, czy ta „reprymenda” to nie byłaby po prostu groźba, ale powoli dał temu spokój.
– Hej, a co tu się stało?
To nie była duża rana, ale fakt, że Kirishima ją zauważył, niezbyt cieszył Yokozawę, bo jakby nie było, był to dowód jego porażki. Mimo że próbował ją ukryć, Kirishima wyciągnął dłoń i chwycił go.
– To tylko… Ten dupek podrapał mnie, kiedy się wyrywał. A potem zniknął w tłumie. – Gdy Yokozawa dość niechętnie wyjaśniał szczegóły zajścia, twarz Kirishimy przybrała naprawdę groźny wyraz.
– Pieprzony bydlak. Gdybym tam był, nie miałby nawet odwagi próbować ucieczki. Jak wrócimy, musisz koniecznie zdezynfekować ranę.
Po tych słowach zimny dreszcz przeszedł po plecach Yokozawy. Ciężko było stwierdzić, jak poważny był Kirishima. Rozpaczliwie starając się rozproszyć ciężką atmosferę, Yokozawa zmienił temat.
– Och, wiesz… Okazało się, że dziewczyna, której pomogłem, pracuje dorywczo w Marimo. Najprawdopodobniej widziała mnie wcześniej w księgarni. Byłem nieźle zdziwiony, że mnie rozpoznała.
– Jaki ten świat mały, co?
– Cóż, właśnie wracałem z Marimo, więc to wcale nie był aż taki przypadek. – Co prawda był zaskoczony, kiedy powiedziała jego nazwisko, ale jej wyjaśnienia były dość logiczne. Najprawdopodobniej skończyła zmianę, gdy Yokozawa wyszedł z księgarni. Chociaż biorąc pod uwagę, jak wielu przedstawicieli handlowych odwiedza księgarnie, to dość dziwne, że został rozpoznany przez personel sklepu zupełnie niezwiązany z jego działaniami.
– Jeśli to byłaby manga, to powinno ci się zapalić wielkie, czerwone światło. Jesteś pewien, że ona się w tobie nie zakochała? – Po tych słowach Kirishimy Yokozawa tylko parsknął śmiechem.
– Oczywiście, że nie. – To byłoby kłopotliwe, gdyby ludzie mieli skłonność zakochiwać się w nim tylko przez takie akcje. Zwyczajnie podał pomocną dłoń w trudnej sytuacji, to wszystko.
– Nie prosiła o twój numer telefonu ani nic, prawda?
– Nie. W drodze powrotnej jedynie rozmawialiśmy jak i co się dobrze sprzedaje, o jej współpracownikach i takich tam rzeczach.
– Przyszliście tu razem?
– Miała do domu jedną stację. Przeżyła coś traumatycznego i nie mogłem pozwolić jej wsiąść ponownie do zatłoczonego pociągu tak całkiem samej.
Początkowo wydała się być cichą dziewczyną, ale jak weszła na temat ulubionej książki, to ciężko było jej przerwać. Być może podekscytowała się tym, że Yokozawa również lubił jej ukochanych autorów. Wydawała się dobrze bawić, kiedy mogła wyrazić swoją opinię na temat ostatnio wydanego tomu. To była zwykła, nic nieznacząca rozmowa, ale jeśli dzięki niej poczuła się lepiej i mogła zapomnieć o tym, co właśnie przeżyła, to było warto.
– Powiedziała, że chce się odwdzięczyć, ale nie mogłem pozwolić na to, żeby dziewczyna młodsza ode mnie robiła takie rzeczy. Dlatego poprosiłem ją, żeby sprzedała jak najwięcej pozycji wydawanych przez Marukawę. Czy nie jestem wzorowym sprzedawcą?
– Cóż, jestem pewien, że podchodzi do swojej pracy z entuzjazmem, ale wspominałeś, że pracuje na kasie, tak? Jestem pewien, że zrobi co w jej mocy, ale niestety ona za bardzo nie ma na to wpływu.
Po tym ciętym komentarzu Yokozawa aż się cały zatrząsnął. Gdy jej to proponował, kompletnie nie wziął tego pod uwagę.
– Ale pewnego dnia mogą ją przenieść do innego działu – odburknął złośliwie. Przecież jeśli będzie tam pracować wystarczająco długo, faktycznie mogą ją przenieść z kasy na inny dział. I nawet jeśli nie do działu komiksów, to tak długo, jak będzie promować wydawane przez Marukawę książki, to wystarczy.
– No jasne. Dla ciebie będzie w stanie zrobić wszystko.
Yokozawa zmarszczył brew po tych insynuacjach Kirishimy.
– Co to niby ma znaczyć? Jeśli masz coś do powiedzenia, to powiedz! – Może to była tylko jego wyobraźnia, ale sposób w jaki Kirishima z nim rozmawiał wydawał się być znacznie inny niż zazwyczaj.
– To nic. Rany, jaki jestem głodny. Dalej, Hiyo na nas czeka, chodźmy.
– Hej, nie próbuj zmieniać tematu.
– No to, co jemy dzisiaj na kolację? – Yokozawa czuł się pełen obaw, gdy temat tak szybko uległ zmianie. Mimo że nie często spotykał się z takim zachowaniem Kirishimy, wiedział, że jeśli będzie próbował wyciągnąć od niego każdy najdrobniejszy szczegół, to dyskusja może nie mieć końca. Fakt, że Kirishima zmienił temat oznaczał, że naprawdę nie chciał o tym rozmawiać.
– …
Ciężko było zrozumieć, co czuje, zwłaszcza, że naprawdę rzadko bywał zbity z tropu. Yokozawa cicho westchnął, widząc idealnie pokerową minę na twarzy partnera.
– Hiyo, jesteś śpiąca, prawda? Skończę to, a ty zmykaj do łóżka. – Poprosił ją Yokozawa, stojąc w kuchni i myjąc naczynia, zanim podał je Hiyori do wytarcia.
– Nie jest tak źle! Wytrzymam, dopóki nie skończymy.
– Przed chwilą ziewałaś jak szalona, nie zmuszaj się. I oczy masz już prawie zamknięte. – Wytknął jej to ze śmiechem, na co Hiyori uniosła ręce i potarła oczy. Zmęczenia dziecka nie da się tak łatwo rozproszyć, co dziewczynka potwierdziła porządnym ziewnięciem.
– Aaaa… Ach! – Hiyori momentalnie się speszyła, bo nie mogła powstrzymać odruchu. Za to uroczy sposób, w jaki próbowała zakryć otwarte usta obiema rączkami wywołał tylko jeszcze więcej śmiechu.
Hiyori ostatniej wiosny poszła do piątej klasy. Mimo że wychowywał ją tylko jeden rodzic, była bardzo poukładana. Jednak kiedy zrobiła taką minę, jak przed chwilą, nie było wątpliwości, że to wciąż dzieciak.
– Ja już to skończę, weź Soratę i idź do swojego pokoju.
– Mmmmłaaa, na pewno nie masz nic przeciwko?
– Nic a nic, zostaw to mnie. Upewnię się, że wszystko zostanie odłożone na miejsce, o nic się nie martw.
– W porządku! Dobranoc, braciszku!
– Dobranoc.
Hiyori pobiegła po Soratę, który leżał zwinięty w kłębek na kanapie. Po chwili wstał i poczłapał na chwiejnych łapkach do jej pokoju. Yokozawa odprowadził ich wzrokiem z delikatnym uśmiechem na twarzy, po czym odłożył ostatni talerz.
– A teraz… – Wytarł mokre ręce ręcznikiem i poszedł zanieść wysuszone naczynia do szafki w jadalni. Kiedy otwierał małe, szklane drzwiczki, zatrzymał wzrok na niewielkim, prostym ołtarzyku, który znajdował się tuż obok.
Był to ołtarzyk Sakury, zmarłej żony Kirishimy.
Słyszał, że umarła zaraz po narodzinach Hiyori, ponieważ mocno podupadła na zdrowiu. Tyle wiedział i nie bardzo mógł zapytać o więcej szczegółów. Piękna kobieta ze zdjęć, na które patrzył, wyglądała zupełnie jak Hiyori. Na jednej z fotografii siedziała obok Kirishimy i uśmiechała się promiennie, trzymając maleńką Hiyo w ramionach w sali szpitala.
Widział, że Kirishima ciągle zostawiał jej kwiaty, chociaż sam nigdy o niej nie mówił. Chociaż to w sumie naturalne. Jednak Yokozawa nie mógł pojąć, co on sam ma wspólnego z tą piękną uśmiechniętą kobietą ze zdjęć.
Nie chciał naciskać na Kirishimę, żeby opowiedział mu o przeszłości, ale widząc ten ołtarzyk każdego dnia, ciekawość go po prostu zżerała.
– …
Dręczyło go to od chwili, kiedy on i Kirishima stali się sobie bliscy. Dlaczego wybrał właśnie jego?
Czasami spotykali się w pracy, zwłaszcza kiedy Yokozawa uczestniczył przy projekcie związanym z komiksem. Jednak to było wszystko. Nie byli ze sobą tak blisko, żeby wyjść razem się napić, a kiedy mijali się gdzieś w korytarzach Marukawy, wymieniali pozdrowienia i szli dalej. Gdyby tamtego wieczora nie wpadli na siebie w barze, gdzie Yokozawa tak zawzięcie topił smutki, to nigdy nie odwiedziłby domu Kirishimy. Kiedy o tym pomyślał, poczuł się tak jakoś… dziwnie. Kirishima kiedyś wspomniał, że to wszystko przez to, że zobaczył w Yokozawie samego siebie. Ale jakby nie było, czy można się z tego powodu zaangażować w związek z drugą osobą? Już sam nie wiedział, ile razy chciał go zapytać czy to naprawdę w porządku, że z nim jest. Jedyne, co go przed tym powstrzymywało, to strach. Gdzieś głęboko w duszy obawiał się szczerej odpowiedzi Kirishimy. Nie mógł tego tak zwyczajnie zostawić, bo wątpliwości i pytania uwięzły w jego piersi niczym małe ości.
– Co ty tam układasz? Łazienka jest wolna.
Yokozawa zerwał się jak poparzony, kiedy Kirishima odezwał się do niego.
– Och, dobra.
– Umyłeś naczynia? Dzięki.
– Nakarmiłeś mnie, więc to chyba naturalne, że to zrobiłem. Dodatkowo jeszcze przed chwilą pomagała mi Hiyo. Jak chcesz dziękować to wszystkim, również jej.
– Ale ona już śpi.
– Tak, była wykończona, dlatego wysłałem ją do łóżka.
– A Sorata?
– Jest u niej w pokoju. – Kiedy mieszkał z Yokozawą, Sorata przychodził do łóżka i zwijał się w kłębek tylko podczas wyjątkowo zimnych nocy. A tu, nawet podczas upałów, zawsze spał z Hiyori. On naprawdę musiał ją lubić.
Kirishima otworzył piwo, które właśnie wyciągnął z lodówki i wypił spory łyk. Był bardzo spragniony po wyjściu z wanny.
– Też chcesz?
– Nie, wezmę po ką… Czekaj, a w sumie. Jednak poproszę.
– Masz.
– Dzięki.
Z jakiegoś powodu poczuł, że musi się napić. Wziął puszkę od Kirishimy, wyminął go i usiadł na kanapie. Chciał pozbyć się wątpliwości i smutku za pomocą alkoholu.
Otworzył piwo i przystawił puszkę do ust, ale jakoś dzisiaj zupełnie nie cieszył go smak trunku. Czuł w gardle i najęzyku jedynie gorzki posmak.
– Ostatnio codziennie było tak cholernie gorąco, ale właśnie to sprawia, że piwo smakuje jeszcze lepiej.
– Ach, skoro tak, to czemu nie zmniejszysz temperatury?!
– Kirishima usiadł obok niego i wziął pilota od klimatyzacji i zmniejszył temperaturę o kilka stopni.
– Śmiało, właśnie wyszedłem z kąpieli. Tak jest znacznie lepiej. Tu jest jak w piekarniku… – Kirishima uniósł koszulkę i pozwolił swoje skórze poczuć lekki wietrzyk.
Yokozawa zadrżał, gdy poczuł delikatny zapach mydła, który uniósł się w powietrze. Aby ukryć swój niepokój nakrzyczał na Kirishimę.
– Hej, nie siedź tu tak z mokrymi włosami, zamoczysz całą kanapę.
– Opieprzasz mnie jak Hiyo…
– A czyja to wina, że muszę to robić?
– Tak, tak, przepraszam… – Kirishima pochylił się do przodu i zaczął wycierać swoje rozczochrane włosy ręcznikiem, który miał zawieszony na szyi.
– …
Na ten widok serce Yokozawy zbiło mocnej i w jednej chwili zaczął się przyglądać Kirishimie, totalnie urzeczony. Ponieważ przypomniało mu to moment, w którym rozpoczął się ich związek.
Choć tak szczerze, to początek był kilka godzin przed tą właśnie chwilą, kiedy Kirishima dosiadł się do niego w barze, ale wspomnienia Yokozawy z tego wieczora pozostawały nadal mętne. A kiedy obudził się w obcym pokoju hotelowym, nie mógł uwierzyć własnym oczom, gdy z łazienki wyszedł Kirishima.
W całym swoim życiu nie przeżył takiego szoku. Na szczęście okazało się, że nie zrobili nic niestosownego, ale w tamtym momencie tysiące niedorzecznych teorii pojawiło się w jego myślach. Jak daleko się posunęli? Kto był na dole?
Był bardzo sfrustrowany, że nie mógł sobie niczego przypomnieć. A potem wydarzenia tego wieczora zostały wykorzystane, by go szantażować. Ale o tym jakoś tak wcale nie starał się pamiętać.
W sumie teraz, jakby tak spojrzeć na całą tę historię, to można ją uznać za całkiem zabawną, ale wtedy kosztowało go to sporo nerwów.
– Jeszcze kilka tygodni i Hiyo zacznie wakacje, ech…
Chyba tylko dzieciaki mogą pozwolić sobie na cały miesiąc wolnego. Może też wezmę wolne i pojadę do jakiegoś letniego kurortu. Najprawdopodobniej mam sporo zaległego urlopu.
– Ej, jakbyś wziął miesiąc wolnego, to potem nie będziesz w stanie się wygrzebać spod pracy nad swoimi komiksami. – Oczywiście Yokozawa sam chętnie wziąłby długi urlop, gdyby tylko było to możliwe, ale jak tylko o tym pomyślał, to martwił go potencjalny nawał pracy, jaki by go czekał po powrocie. Już sama myśl, że musiałby się zająć tymi wszystkimi sprawami powodowała u niego ból brzucha.
Ludzie mówili, że to jeden z symptomów pracoholizmu, ale Yokozawa uważał, że ta definicja tak naprawdę dotyczy handlowców.
– Nie, będzie dobrze. Daliby sobie radę beze mnie. Jakby nie było, moi podwładni to wybitni specjaliści. W zasadzie mogliby spokojnie pracować i wydawać dobre tytuły nawet bez kogoś ciągle wiszącego im nad głową.
Po tym komentarzu Kirishimy Yokozawa zamarł i chociaż powiedziane to było w bardzo żartobliwym tonie, to jednak zabrzmiało całkiem poważnie.
– Hej, powiedz mi, ty tak naprawdę nie myślisz o wzięciu miesięcznego urlopu, co nie?
– Na pewno miło by było gdzieś się wyrwać. Och, o której rano wychodzimy? – Następnego dnia mieli w planach wyjście do kina na film, który Hiyori chciała zobaczyć. Później chcieli pójść na wspólny obiad i zakupy. Wieki minęły, odkąd Yokozawa był w kinie. Zwykle filmy, które chciał obejrzeć, przestawały być grane, zanim się zorientował.
– Mamy rezerwację, dlatego wystarczy, jak wyjdziemy o dziewiątej, tak myślę. No i Hiyo jest rannym ptaszkiem…
Największą zmianą jaką doświadczył Yokozawa, odkąd zaczął spędzać sporo czasu z dzieckiem, był jego własny rytm dnia. Hiyori wcześnie kładła się spać, za to wstawała skoro świt. Nawet w niedzielę była na nogach już o szóstej.
Zazwyczaj była tak miła, że pozwalała im dłużej pospać, ale przecież nie mogli zostawić jej samej sobie i to bez śniadania. W pewnym momencie Yokozawa również postanowił wstawać wcześniej i nawet podczas weekendów zrywał się z samego rana, aż w końcu stało się to jego codzienną rutyną.
– Może powinniśmy zarezerwować na popołudnie. Hiyo się wścieknie, jeśli zaśpimy.
– Ty naprawdę nie ruszysz tyłka z łóżka w wolny dzień, co? – I chociaż w tygodniu Kirishima wstawał wcześniej niż Hiyo, to jednak w dni wolne od pracy był w stanie zasnąć nawet przy włączonym odkurzaczu w jego pokoju. A jeśli miał coś zaplanowane z Hiyo, to zawsze musiała go budzić, krzycząc mu do ucha, żeby wstał.
– Kiedy wiem, że to weekend, to podświadomie nie mogę się obudzić, ale gdybym dostał buziaka z rana, na pewno bym wstał.
– Jasne, i co jeszcze? – Posłał Kirishimie lodowate spojrzenie i jednym haustem dokończył piwo. Kirishima lubił obserwować reakcje, jakie wywołują takie komentarze. Na początku Yokozawa reagował zbyt mocno na takie przekomarzania, jednak z czasem nauczył się puszczać je mimo uszu.
– Hej, właśnie, a tak w ogóle to dlaczego nie śpimy razem, chociaż od czasu do czasu?
– Co… A czemu, do diaska, mielibyśmy? – Kirishima wyszeptał tę propozycję prosto do ucha Yokozawy, który omal nie wypluł piwa. Krztusząc się i tłumiąc kaszel, postawił puszkę bezpiecznie na stole i cały czerwony wrzasnął na chichoczącego Kirishimę.
– Jestem zaszczycony, że mój pomysł wywołał tyle entuzjazmu.
– Że co? Jakiego entuzjazmu?!
– Jak to?
– I co to miało w ogóle znaczyć?
– Nic. – Kirishima wstał z tajemniczym uśmiechem na ustach, podszedł do przodu i zmierzwił włosy Yokozawy.
– Hej, zostaw! Nie jestem dzieckiem! Powiedziałem, żebyś przestał!
– No już, już. Przepraszam, to był odruch.
Yokozawa patrzył, jak Kirishima wraca do kuchni z puszką w dłoni, przeczesując wilgotne włosy.
– Odruch? Wal się. – Pomimo swojego wieku ten facet czasami zachowywał się jak dzieciak i niczym się nie różnił od chłystków, którzy dokuczali Hiyori, żeby zwrócić na siebie jej uwagę.
Celem Kirishimy było odbicie piłeczki w sposób jak najbardziej widowiskowy. Jednak Yokozawa nie był na tyle obiektywny, by przyznać się do faktu, że takie zachowanie drażni go dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Jakże by było miło, gdyby był tak szczery jak Hiyori. Niestety to całkowicie niemożliwe, bo on ma kompletnie inną osobowość.
– …
Skończywszy piwo, poszedł do kuchni wyrzucić pustą puszkę i zastał Kirishimę zaglądającego do lodówki.
– Czego tam szukasz? Chyba nie zamierzasz dalej pić, co?
– Sprawdzam terminy ważności. Jutro po drodze wstąpmy do sklepu po trochę warzyw.
– Tylko nie kupuj za dużo. Zawsze jak idziesz na zakupy, to bez opamiętania ładujesz do koszyka pełno pierdół. – Kirishima lubił kupować więcej, bo wtedy wychodziło taniej, ale to fakt, że brał sporo rzeczy bez zastanowienia. Pod tym względem Hiyori była dużo bardziej rozważna.
– Nic na to nie poradzę. Nie gotuję, dlatego nie mam rozeznania co do ilości.
– Cud, że udało ci się przeżyć.
– Cóż, to w dużej mierze zasługa mojej mamy i Hiyo. Hiyo jest zupełnie jak jej matka, niezawodna i zawsze chętna by pomóc.
– Zauważyłem.
Jej matka. Na sam dźwięk tych słów serce Yokozawy spowił chłód. Możliwe, że tym, co czuł, nie była zwykła obawa czy lęk… ale poczucie winy. Miał wyrzuty sumienia, że zajął miejsce należne żonie. Powinien z uśmiechem na ustach odwrócić się od Kirishimy i pozwolić mu pójść we właściwym kierunku.
Chociaż tak naprawdę to nie tak, że ukradł żonie Kirishimę i Hiyori, ale to przecież jasne, że miejsce, które zajął, nie powinno nigdy do niego należeć.
– No dobra, mniejsza z tym. Wszystko będzie pięknie, jak zostawię zakupy Hiyo… Yokozawa?
– Uch? Co?
– Muszę cię o to zapytać. Co się z tobą dzisiaj dzieje? Błądzisz gdzieś myślami, coś się stało?
– Wszystko w porządku. Dzisiaj sporo się nachodziłem, może jestem po prostu zmęczony. – Zignorował narastający niepokój trafną odpowiedzią, zgniótł puszkę i wyrzucił ją do pojemnika na tworzywa do recyklingu.
Dobrze wiedział, że nie powinien tłumić w sobie tych uczuć, ale nie miał odwagi powiedzieć na głos o tych wszystkich niepokojących rzeczach ściskających mu serce.
– Dobrze, tylko się nie przemęczaj. Bycie nadgorliwym jest w pewien sposób godne podziwu, ale jeśli przesadzisz, to i tak nic z tego nie będzie.
– Tak, tak, wiem.
– A może jutro kupimy jakieś dobre mięso? Musisz mieć siłę, żeby nie paść w tym skwarze.
– Mięso, uch… Jakoś ostatnio nie mam na nie ochoty.
– Możliwe, że to z powodu fali upałów nie miał ostatnio apetytu. Chociaż nigdy wcześniej się nie zdarzyło, żeby jego apetyt rósł lub malał w zależności od pory roku. Może to przez to, że staje się coraz starszy.
– Co jest, że młody facet biadoli jak stara baba? Jesteś jeszcze za młody na takie zachwiania metabolizmu!
– Ej, a ty co… – Kirishima od tyłu objął go ramionami i wsunął palce pod rąbek jego koszuli, unosząc ją.
– Tylko sprawdzam, czy nie masz za bardzo wystającego brzucha.
– Dobra, już sprawdziłeś. – Kirishima zerknął w dół, oparłszy brodę na ramieniu Yokozawy, który to właśnie odepchnął jego dłoń wędrującą gdzieś po ciele kochanka. Szybko poprawił koszulę, wsuwając jej koniuszek w spodnie, przez co Kirishima nie mógł kontynuować macanka. – I nie wiś tak na mnie, jest duszno.
– Daj spokój, nie czerwień się tak.
– Wcale tego nie robię. Mówiłem ci, że jest gorąco.
– Mmm, przypomniało mi się właśnie, że już sporo czasu minęło, co? Co ty na to, żebym jeszcze bardziej rozgrzał atmosferę?
– O czym ty, do diabła, mówisz? Przecież sam powiedziałeś, że musimy wcześnie wstać! – Nadal nie przywykł do dotyku Kirishimy. I to nie tak, że tego nie lubił. Po prostu płynąca z tego przyjemność została przyćmiona przez uczucie wstydu i niezręczności tej sytuacji. Dodatkowo, tu przecież jest Hiyo! Nie ma opcji, żeby dał radę to zrobić w takich warunkach.
Kirishima najwyraźniej nie zważając na wahanie Yokozawy, sprawnie poluzował mu pasek i wsunął rękę w spodnie.
– Będzie dobrze. Tylko troszeczkę.
– Mm! – Yokozawa nie mógł powstrzymać głosu, który sam wyrwał mu się z gardła, gdy tylko Kirishima owinął swoje palce wokół jego członka. Jeśli się nie powstrzyma, to Hiyori na pewno się obudzi.
– Ty idioto! Puszczaj! – wysyczał ostrzegawczo do Kirishimy, który najwyraźniej świetnie się bawił i nawet nie próbował słuchać tego, co się do niego mówi. Yokozawa był tak przyblokowany mocnym uściskiem, że mógł zapomnieć o ucieczce.
– Szybko się tobą zajmę, nie martw się. Zresztą i tak masz zamiar iść się kąpać, dlatego co za różnica, jeśli ciut mocniej się spocisz.
– To nie o to chodzi!
Złapał Kirishimę za ramiona i próbował się z nich wyrwać, ale zaraz zamarł, słysząc groźbę, wypowiedzianą dość niedbale.
– Nie krzycz, bo obudzisz Hiyo.
– Czekaj…
– Bądź grzeczny. – Kirishima był wyraźnie rozbawiony, bo wiedział, że Yokozawa nie może z nim walczyć i subtelnie, z każdym wypowiedzianym słowem, muskał oddechem jego szyję.
– Mm?!
Oplatające go place zaczęły się lubieżnie poruszać, a Yokozawa zacisnął zęby i walczył, by uspokoić oddech i powstrzymać westchnienia, które same wyrywały się z jego ust. Ciepło bijące od Kirishimy i zapach szamponu, który tak wyraźnie czuł, sprawiły, że robiło mu się coraz goręcej.
Kirishima wykonywał długie, delikatne pociągnięcia i kolistym ruchem ugniatał koniuszek członka Yokozawy. To, jak łatwo palce prześlizgiwały się po ciele, znaczyło jak bardzo był już mokry. Choć niechętnie, musiał przyznać, że palce kochanka są nieziemskie.
– Widzisz, zrobiłeś się twardy – szepnął Kirishima, całując Yokozawę tuż za uchem.
– Daruj siebie… te… cholerne komentarze… – Jednak tak po prawdzie, w chwili obecnej jego umysł wrzał. Za każdym razem, kiedy znalazł się w objęciach Kirishimy, to jakby cofnął się do czasów, kiedy był nastolatkiem. Wszystkie doświadczenia, jakie zdobył przez lata, wydawały się nic nie znaczyć, bo za każdym razem ulegał gierkom Kirishimy. Nic na to nie mógł poradzić, ale w takich momentach myślał o tym, by stawić opór swojej bezbronnej naturze, trochę na przekór Kirishimie.
– Dlaczego… zawsze ja… muszę być tym…
– To nie tak, że ja bym nie chciał. Ale gdybym nie wykonał pierwszego ruchu, to ty byś nic nie zrobił. Jakbym cię zostawił w spokoju, to byś tak siedział i gadał o pracy, Hiyo i Soracie. W sumie, to od czasu do czasu też mógłbyś zadbać o nastrój.
– To jest… – Zanim zdążył dokończyć, zamknął się w sobie. Nigdy nie był dobry w budowaniu nastroju, a tym bardziej nie dałby rady stworzyć go specjalnie dla niego. Stres i uczucie niezręczności pojawiały się w takich chwilach momentalnie i w żaden sposób nie mógł się ich pozbyć i pozwolić sobie na odrobinę spontaniczności.
– Więc… Może po prostu zostaw to mnie, co?
– Nie… Chyba śnisz! Aaach!
Kirishima coraz mocniej napierał na plecy Yokozawy, a jego pieszczoty przybrały na sile. Również Yokozawa instynktownie wygiął się bardziej do przodu, wbijając paznokcie w oplatające go ramiona tak, by utrzymać równowagę w tej pozycji.
– Jeśli dobrze pamiętam… to tu jest jedno z twoich czułych miejsc, prawda? – Kirishima prześliznął palec wzdłuż korzenia do czubka penisa, a Yokozawa poczuł motyle w brzuchu i ledwo powstrzymał jęk, który już prawie mu się wymsknął.
Odwrócił się i spojrzał na Kirishimę, bełkocząc odpowiedź na ten tak bezwstydny komentarz.
– Haa… Ach! J… Co… Cholera, czy to jest… budowanie nastroju…
– Tak się tylko chciałem upewnić… Ale cóż, odpowiedź jest raczej oczywista.
Kirishima pochylił się i delikatnie skubnął ucho Yokozawy, powodując krótkie wzdrygnięcie jego ramion, po czym zanurkował językiem w głębinę małżowiny usznej, a odgłosy lizania wywołały dreszcze wzdłuż całego kręgosłupa Yokozawy.
– Nigdy więcej nie pozwól temu facetowi położyć na sobie choćby palca.
– !
Te słowa zostały wypowiedziane głosem głębszym niż ten, którym Kirishima mówił wcześniej. Yokozawa instynktownie spuścił wzrok w dół, na swoją rękę. To wyglądało tak, jakby Kirishima martwił się zadrapaniem, które niedawno opatrzyła Hiyori. Wyskakując z takim pokazem zaborczości, temperatura ciała Yokozawy poszła w górę, umysł się zmącił i osiągnął punkt, z którego nie było już odwrotu.
– Puszczaj… mnie…!
– Jesteś pewien? Jeśli przestanę, to będziesz jedynym, który będzie żałował.
Kirishima ścisnął koniuszek penisa w palcach, a z gardła Yokozawy wyrwał się jęk.
– Ach! Mm… Ach…! – Będąc już na granicy, nie był w stanie kontrolować głosu. – Nie bądź takim uparciuchem i ciesz się chwilą.
– Zamknij się… – Zawsze wyprowadzało go z równowagi, kiedy ktoś go pouczał. A gdy dodać do tego spokój Kirishimy, to już naprawdę było to wkurzające. Jednak posunęli się tak daleko, że już nie było szans, by zawrócić. Yokozawa próbował zacisnąć zęby i jakoś to przetrwać, ale narastająca fala przyjemności niweczyła wszelkie jego starania, a on mógł jedynie pokornie pozwolić sobie na intensywne odczuwanie.
– Nie walcz z tym, no dalej, dalej.
– Mm… Ach! – Doszedł dzięki staraniom Kirishimy, brudząc spodnie i dłoń trzymającą jego penisa. Rozgrzane do czerwoności zmysły po raz kolejny odpłynęły w niebyt.
Kirishima cmoknął go delikatnie w policzek i wyszeptał słowa pochwały, które momentalnie rozdrażniły Yokozawę i sprawiły, że świadomość powoli do niego wróciła.
– Dobry chłopiec.
Yokozawa tylko odburknął na ten komentarz, przez który poczuł się jak nagradzany dzieciak.
– Ty… – Nic nie mógł na to poradzić, że arogancja Kirishimy tak go wkurzała. Może to przez tę pewność siebie, która przychodziła z wiekiem. Oczywiście chciał mu nagadać, ale gdy już się uspokoił, poczuł wstyd, bo wyglądało to tak, jakby tylko on się tym wszystkim przejął. Jego twarz znowu zaczęła płonąć.
Kiedy Kirishima mył ręce w zlewie, zerknął na niego jak gdyby nigdy nic.
– Założę się, że teraz czujesz się odświeżony, co? Chciałbym cię prosić o zwrot przysługi, ale możemy to odłożyć do następnego razu.
– A kto, do cholery, powiedział coś o zwrocie przysługi, co?!
– Ciii! Ścisz głos.
– …! – Kirishima przyłożył palec do ust, prosząc o ciszę, a Yokozawa od razu przypomniał sobie, gdzie się znajduje.
Gdyby Hiyo się obudziła, musieliby się męczyć z wymyśleniem usprawiedliwienia. Yokozawa ugryzł się w język i postanowił nie kopać sobie głębszego grobu niż ten, w którym już był. Nienawidził uciekać z podkulonym ogonem, ale w tej chwili właśnie to wydawało się najrozsądniejszym rozwiązaniem. – Idę się kąpać.
– Miłej zabawy.
– Daruj sobie! – Kirishima tylko roześmiał się, widząc, że Yokozawa już wrócił do siebie. A Yokozawa z przykrością przyznał, że właśnie takie zachowanie Kirishimy powodowało, że nigdy tak naprawdę nie mógłby znienawidzić tego faceta, pomimo trawiącego go od środka rozdrażnienia.
Uczucie lepkości na całym ciele było koszmarne i wprost nie do wytrzymania, dlatego Yokozawa ruszył w stronę łazienki, chcąc jak najszybciej rozproszyć wszystkie nieprzyjemnie myśli.
– Co? Co to ma znaczyć? – W wagonie zawrzało od szeptów, które szybko ucichły. Pasażerowie wstrzymali oddech, patrząc w milczeniu, jak Yokozawa stawiał czoła temu mężczyźnie.
Olewając całkowicie wbite w niego spojrzenia, zmrużył oczy i wydusił z siebie:
– Też chciałbym wiedzieć. Obmacywałeś tę młodą kobietę, tak?
– Oczywiście, że nie! Mógłbyś nie rzucać takich bezpodstawnych oskarżeń!
– A może ją o to zapytamy? Jeśli to pomyłka, to z chęcią cię przeproszę. Powiedz, dotknął cię?
– Tak, zrobił to. – Jej głos brzmiał niewiele głośniej niż bzyczenie komara. Nagle wszystko stało się jasne. Poszkodowana spojrzała na swojego oprawcę ze strachem i gniewem.
Teraz to mężczyzna zrobił się blady. Możliwe, że uświadomił sobie, iż sprawy przybrały nieciekawy obrót, skoro jego ofiara potwierdziła, co zaszło. Zaczął się szybko usprawiedliwiać.
– Pociąg jest tak zatłoczony, że dotknąłem jej przypadkowo, to wszystko! Nie zrobiłem tego celowo!
– Gdyby to nie było celowo, to jak, do diabła, udałoby mi się zlokalizować twoją rękę i to z miejsca, w którym stałem? Tak czy siak, wysiadasz na następnej stacji.
– Tak jak mówiłem, to przez…
– Z chęcią wysłucham twoich wyjaśnień. Chociaż równie dobrze powinienem wykopać cię na następnej stacji…
– Och, dobrze!
Chwilę później pociąg zatrzymał się i Yokozawa wyciągnął faceta na peron. Jadący z nimi pasażerowie rozstąpili się, robiąc im miejsce. Jednak osoby stojący na peronie, którzy nie mieli pojęcia o całej sytuacji, nagle zaczęli przeciskać się wokół nich. Yokozawa próbował przeciągnąć mężczyznę do końca peronu, żeby nie tamować ruchu.
– Puszczaj mnie!
– Ał! Hej! Czekaj!
W chwili, gdy Yokozawa był nieco rozproszony przez otaczających ich ludzi, facet wykorzystał swoją szansę, wbił paznokcie w dłoń Yokozawy i wyrwał się z uścisku, po czym rzucił się do ucieczki. Postarał się jak najszybciej wmieszać w tłum i uciekł.
– Ty łajdaku, jeszcze z tobą nie skończyłem! – krzyknął wytrącony z równowagi handlowiec, próbując go ścigać.
Niestety został zatrzymany przez tłum i stracił mężczyznę z oczu. Próbował przecisnąć się przez masę ludzi, ale w tych warunkach nie było najmniejszej szansy na złapanie go.
– Szlag! – Zrezygnował z próby pościgu za zboczeńcem i wrócił do miejsca, gdzie zostawił poszkodowaną dziewczynę. – Jestem żałosny, pozwoliłem mu uciec. – Może to jakiś notoryczny przestępca, skoro tak świetnie poradził sobie z ucieczką. Gdyby Yokozawa nie rozluźnił chwytu, tamten nie dałby rady wyrwać się tak łatwo. W duchu ganił się za bycie naiwniakiem.
– O nie! Sam fakt, że mi pan pomógł to i tak bardzo wiele! To ja jestem żałosna, że nie byłam w stanie zwrócić mu uwagi!
– To nic, byłaś przerażona. Przepraszam, że nie zauważyłem wcześniej.
– Nie, nie, naprawdę. Uratował mnie pan. Bardzo dziękuję!
Poczuł się nieswojo, otrzymując podziękowania, skoro nawet nie dał rady zatrzymać sprawcy. Miał wrażenie, że nie zrobił niczego godnego takich podziękowań.
– Chodź, głowa do góry. Myślę, że powinnaś powiedzieć pracownikom dworca o tym, co się stało. Jeśli nie dasz rady pójść tam sama, to mogę pójść z… Coś się stało? Mam coś na twarzy?
Kobieta wpatrywała się w niego, po czym nieśmiało zapytała:
– Będę jeszcze bardziej żałosna, jeśli się mylę, ale czy mam przyjemność z panem Yokozawą z Marukawy Shoten?
Zamurowało go, gdy usłyszał swoje nazwisko i nazwę miejsca pracy.
– Tak, to ja. Spotkaliśmy się już wcześniej? – Nie było opcji, żeby znał tak młodą dziewczynę.
Widząc jego zaskoczoną twarz, kobieta szybko wyjaśniła:
– Ach, pracuję na pół etatu w „Books Marimo” i czasem tam pana widuję.
– Och, rozumiem.
Będąc liderem sprzedaży książek w mieście, księgarnia Marimo zatrudniała wielu pracowników, w tym również takich na niepełny etat. Yokozawa miał styczność głównie z osobami odpowiedzialnymi za konkretne działy. Z innymi prawie nie miał żadnego kontaktu, dlatego zdziwił się, że został rozpoznany.
– Och, przepraszam. Nazywam się Matsumoto, pracuję na kasie i w sumie nigdy nie rozmawialiśmy…
– Nie masz za co. To ja powinienem przeprosić.
– Yukina dużo o panu opowiadał! Powiedział, że jest pan najlepszym sprzedawcą!
– Czy on… – W tym dniu co rusz otrzymywał komplementy, do czego nie był zupełnie przyzwyczajony, dlatego zupełnie go to rozbroiło. Nie miał pojęcia, jak najlepiej zareagować, dlatego zachowywał się dość niepewnie. Chociaż był ciekawy, co takiego mówiło się o nim w księgarni, to jednak zdecydował się nie kontynuować dalej tego tematu.
– Jeszcze raz bardzo dziękuję za dzisiaj! Och, jeśli to nie będzie problem, to proszę pozwolić mi właściwie podziękować przy kolejnej sposobności!
– Nie martw się tym. Zrobiłem co do mnie należało. – Nie mówiąc o tym, że pozwolił sprawcy uciec, ale to akurat nie było warte podziękowania. Docenił starania dziewczyny, ale mimo to czuł się niezręcznie. Pomimo wszelkich starań spławienia jej, wyraźnie było widać, że Matsumoto tak łatwo nie odpuści.
– Ale… Nie mogę tego tak zostawić… Wiem, że nie mogę zrobić za wiele, ale jeśli to nie będzie problem… – urwała swoją żarliwą propozycję i Yokozawa postanowił zaproponować coś od siebie.
– W takim razie byłbym ci naprawdę wdzięczny, gdybyś sprzedała jak najwięcej książek Marukawy. Wtedy mój ranking sprzedaży wzrośnie jeszcze bardziej. Ale póki co, może pójdziemy zgłosić to zajście?
– Dobrze! – Chętnie wskoczyła na nowy temat rozmowy, co przyniosło ulgę Yokozawie. Naturalnie poczuł dreszczyk emocji, kiedy chciała okazać mu swoją wdzięczność, ale jakoś nie mógł zmusić się do wykorzystania jej w jakikolwiek inny sposób.
– To co, idziemy? – Większość ludzi opuściła peron, gdy rozmawiali, a teraz on, razem z Matsumoto zmierzał w kierunku bramek biletowych.
– Cholera, jestem spóźniony…
Powiedział, że dojazd zajmie mu pół godziny, ale od rozmowy z Kirishimą minęła już dobra godzina. Towarzyszył Matsumoto podczas składania raportu z incydentu w pociągu, w biurze personelu dworca. Trwało to dłużej, niż się spodziewał, ale po wyjaśnieniu szczegółów zajścia, zostali poinformowani, że profil sprawcy pasuje do ostatnio otrzymanych zgłoszeń, i że aktualnie prowadzone jest śledztwo w tej sprawie. Tak tchórzliwy przestępca powinien być jak najszybciej złapany, a Yokozawa bardzo żałował, że pozwolił mu uciec, jednak teraz nie mógł zrobić nic więcej, jak pozostawić sprawę w rękach specjalistów.
Yokozawa rzucił się do bramki biletowej, a potem popędził na schody. Gdy już zbliżał się do sklepu spożywczego, zauważył Kirishimę, który czekał na niego, czytając magazyn na stoisku z prasą.
– Przepraszam, że musiałeś czekać. Co czytasz?
– Japuna. Wydanie z tego miesiąca jest wyjątkowo dobre.
– W ubiegłym tygodniu przeczytałem wersję edytorską. A ty jesteś chyba jedyną osobą, która robi coś tak głupiego. Jaki jest sens w czytaniu tego teraz? – Przed wysłaniem do druku sprawdzili wszystkie zakamarki i szczeliny, których czytelnicy nigdy by nie wyłapali ani się nad nimi nie zastanawiali. Yokozawa nie widział większego sensu, aby czytać to teraz.
– Być może zauważę coś, czego nie widziałem wcześniej, bo czytam to z zupełnie innej perspektywy.
– Myślisz?
– Cóż, jestem zadowolony, że przynajmniej nie ma żadnej literówki. Pójdę kupić mleko, poczekaj tu na mnie. – Odłożył magazyn na miejsce i udał się w kierunku półek z nabiałem. Yokozawa właśnie pomyślał, że z niego jest naprawdę przyzwoity facet i był w szoku, kiedy pomyślał, że on w taki właśnie sposób sprawdzał błędy w druku.
Chwilę wcześniej, czekając, aż Kirishima skończy sprawdzać Japuna, Yokozawa zerknął na stoisko z prasą. Być może dlatego, że była to data premiery, rzuciły mu się w oczy duże litery na jednym z magazynów związanych z małżeństwem.
Napis brzmiał: „Ponowne małżeństwo – edycja specjalna”.
Powodem, dla którego akurat ten magazyn wpadł mu w oko, chociaż wcześniej nawet by go nie zauważył, mogła być delikatna presja, jaką zaczął odczuwać ze strony rodziców.
Ponad połowa jego przyjaciół z liceum była już po ślubie, a jedynie nieliczni z nich nie mieli dzieci. Gdy co roku dostawał zdjęcia z życzeniami noworocznymi, nie mógł wyjść z podziwu, jak te dzieciaki szybko rosną. Jego rodzice najprawdopodobniej poddali się i przestali liczyć na swojego syna, który do tej pory jeszcze nigdy nie był w żadnym poważnym związku. Jakoś specjalnie nie naciskali na niego, ale dobrze wiedział, że czuli się trochę zazdrośni, za każdym razem, kiedy przyszła kartka noworoczna z wiadomością, że kolejnemu znajomemu urodziło się dziecko.
Powodem, przez który czuł się tak winny było to, że gdy widział swoją matkę w takiej chwili, dobrze wiedział, że nigdy nie będzie w stanie dać rodzicom tego, czego dla niego pragną.
Wydał z siebie ciche westchnienie, po czym Kirishima stojąc tuż za nim, skończył sprawdzać magazyn.
– Przepraszam, że kazałem ci czekać.
– No co ty, to przecież ty musiałeś czekać na mnie. Mogłeś wysłać mi wiadomość i iść do domu.
– Nic się nie stało. I tak miałem zamiar tu przyjechać. A co u ciebie, coś się stało? Pociąg się spóźnił, tak?
– Właściwie, wiesz… – Yokozawa w drodze ze sklepu do domu, powoli i szczegółowo opowiedział Kirishimie całe zajście. Gdy powiedział o tchórzliwych poczynaniach zboczeńca, twarz mężczyzny pociemniała i przybrała gniewny wyraz.
– To jest po prostu niewybaczalne.
– Prawda? Krew uderzyła mi do głowy i zanim się zorientowałem, dorwałem faceta.
– Brzmi jak jakieś telewizyjne show, co? I chociaż cieszyłbym się, gdyby ci wszyscy dewianci padli trupem, to muszę przyznać, że bardzo żałuję, że nie widziałem twojej walecznej postawy.
– Gdybyś ty tam był, to pewnie zareagowałbyś dużo wcześniej i spuściłbyś mu łomot, zanim policja zdążyłaby przybyć. – Kirishima sprawiał wrażenie bardzo wyrozumiałego faceta, ale miał córkę, przez co posiadał dość silnie wpojone poczucie sprawiedliwości. Dopiero odkąd byli w bliższej relacji, Yokozawa zauważył, jak łatwo i szybko partner wpadał w szał.
– Hej, nie bądź niemiły. Nie ma opcji, żebym zrobił coś tak głupiego jak stosowanie przemocy. Raczej zafundowałbym mu ostrą reprymendę i upewnił się, że dostanie to, na co zasłużył. – Gdzieś w głębi Yokozawa zastanawiał się, czy ta „reprymenda” to nie byłaby po prostu groźba, ale powoli dał temu spokój.
– Hej, a co tu się stało?
To nie była duża rana, ale fakt, że Kirishima ją zauważył, niezbyt cieszył Yokozawę, bo jakby nie było, był to dowód jego porażki. Mimo że próbował ją ukryć, Kirishima wyciągnął dłoń i chwycił go.
– To tylko… Ten dupek podrapał mnie, kiedy się wyrywał. A potem zniknął w tłumie. – Gdy Yokozawa dość niechętnie wyjaśniał szczegóły zajścia, twarz Kirishimy przybrała naprawdę groźny wyraz.
– Pieprzony bydlak. Gdybym tam był, nie miałby nawet odwagi próbować ucieczki. Jak wrócimy, musisz koniecznie zdezynfekować ranę.
Po tych słowach zimny dreszcz przeszedł po plecach Yokozawy. Ciężko było stwierdzić, jak poważny był Kirishima. Rozpaczliwie starając się rozproszyć ciężką atmosferę, Yokozawa zmienił temat.
– Och, wiesz… Okazało się, że dziewczyna, której pomogłem, pracuje dorywczo w Marimo. Najprawdopodobniej widziała mnie wcześniej w księgarni. Byłem nieźle zdziwiony, że mnie rozpoznała.
– Jaki ten świat mały, co?
– Cóż, właśnie wracałem z Marimo, więc to wcale nie był aż taki przypadek. – Co prawda był zaskoczony, kiedy powiedziała jego nazwisko, ale jej wyjaśnienia były dość logiczne. Najprawdopodobniej skończyła zmianę, gdy Yokozawa wyszedł z księgarni. Chociaż biorąc pod uwagę, jak wielu przedstawicieli handlowych odwiedza księgarnie, to dość dziwne, że został rozpoznany przez personel sklepu zupełnie niezwiązany z jego działaniami.
– Jeśli to byłaby manga, to powinno ci się zapalić wielkie, czerwone światło. Jesteś pewien, że ona się w tobie nie zakochała? – Po tych słowach Kirishimy Yokozawa tylko parsknął śmiechem.
– Oczywiście, że nie. – To byłoby kłopotliwe, gdyby ludzie mieli skłonność zakochiwać się w nim tylko przez takie akcje. Zwyczajnie podał pomocną dłoń w trudnej sytuacji, to wszystko.
– Nie prosiła o twój numer telefonu ani nic, prawda?
– Nie. W drodze powrotnej jedynie rozmawialiśmy jak i co się dobrze sprzedaje, o jej współpracownikach i takich tam rzeczach.
– Przyszliście tu razem?
– Miała do domu jedną stację. Przeżyła coś traumatycznego i nie mogłem pozwolić jej wsiąść ponownie do zatłoczonego pociągu tak całkiem samej.
Początkowo wydała się być cichą dziewczyną, ale jak weszła na temat ulubionej książki, to ciężko było jej przerwać. Być może podekscytowała się tym, że Yokozawa również lubił jej ukochanych autorów. Wydawała się dobrze bawić, kiedy mogła wyrazić swoją opinię na temat ostatnio wydanego tomu. To była zwykła, nic nieznacząca rozmowa, ale jeśli dzięki niej poczuła się lepiej i mogła zapomnieć o tym, co właśnie przeżyła, to było warto.
– Powiedziała, że chce się odwdzięczyć, ale nie mogłem pozwolić na to, żeby dziewczyna młodsza ode mnie robiła takie rzeczy. Dlatego poprosiłem ją, żeby sprzedała jak najwięcej pozycji wydawanych przez Marukawę. Czy nie jestem wzorowym sprzedawcą?
– Cóż, jestem pewien, że podchodzi do swojej pracy z entuzjazmem, ale wspominałeś, że pracuje na kasie, tak? Jestem pewien, że zrobi co w jej mocy, ale niestety ona za bardzo nie ma na to wpływu.
Po tym ciętym komentarzu Yokozawa aż się cały zatrząsnął. Gdy jej to proponował, kompletnie nie wziął tego pod uwagę.
– Ale pewnego dnia mogą ją przenieść do innego działu – odburknął złośliwie. Przecież jeśli będzie tam pracować wystarczająco długo, faktycznie mogą ją przenieść z kasy na inny dział. I nawet jeśli nie do działu komiksów, to tak długo, jak będzie promować wydawane przez Marukawę książki, to wystarczy.
– No jasne. Dla ciebie będzie w stanie zrobić wszystko.
Yokozawa zmarszczył brew po tych insynuacjach Kirishimy.
– Co to niby ma znaczyć? Jeśli masz coś do powiedzenia, to powiedz! – Może to była tylko jego wyobraźnia, ale sposób w jaki Kirishima z nim rozmawiał wydawał się być znacznie inny niż zazwyczaj.
– To nic. Rany, jaki jestem głodny. Dalej, Hiyo na nas czeka, chodźmy.
– Hej, nie próbuj zmieniać tematu.
– No to, co jemy dzisiaj na kolację? – Yokozawa czuł się pełen obaw, gdy temat tak szybko uległ zmianie. Mimo że nie często spotykał się z takim zachowaniem Kirishimy, wiedział, że jeśli będzie próbował wyciągnąć od niego każdy najdrobniejszy szczegół, to dyskusja może nie mieć końca. Fakt, że Kirishima zmienił temat oznaczał, że naprawdę nie chciał o tym rozmawiać.
– …
Ciężko było zrozumieć, co czuje, zwłaszcza, że naprawdę rzadko bywał zbity z tropu. Yokozawa cicho westchnął, widząc idealnie pokerową minę na twarzy partnera.
– Hiyo, jesteś śpiąca, prawda? Skończę to, a ty zmykaj do łóżka. – Poprosił ją Yokozawa, stojąc w kuchni i myjąc naczynia, zanim podał je Hiyori do wytarcia.
– Nie jest tak źle! Wytrzymam, dopóki nie skończymy.
– Przed chwilą ziewałaś jak szalona, nie zmuszaj się. I oczy masz już prawie zamknięte. – Wytknął jej to ze śmiechem, na co Hiyori uniosła ręce i potarła oczy. Zmęczenia dziecka nie da się tak łatwo rozproszyć, co dziewczynka potwierdziła porządnym ziewnięciem.
– Aaaa… Ach! – Hiyori momentalnie się speszyła, bo nie mogła powstrzymać odruchu. Za to uroczy sposób, w jaki próbowała zakryć otwarte usta obiema rączkami wywołał tylko jeszcze więcej śmiechu.
Hiyori ostatniej wiosny poszła do piątej klasy. Mimo że wychowywał ją tylko jeden rodzic, była bardzo poukładana. Jednak kiedy zrobiła taką minę, jak przed chwilą, nie było wątpliwości, że to wciąż dzieciak.
– Ja już to skończę, weź Soratę i idź do swojego pokoju.
– Mmmmłaaa, na pewno nie masz nic przeciwko?
– Nic a nic, zostaw to mnie. Upewnię się, że wszystko zostanie odłożone na miejsce, o nic się nie martw.
– W porządku! Dobranoc, braciszku!
– Dobranoc.
Hiyori pobiegła po Soratę, który leżał zwinięty w kłębek na kanapie. Po chwili wstał i poczłapał na chwiejnych łapkach do jej pokoju. Yokozawa odprowadził ich wzrokiem z delikatnym uśmiechem na twarzy, po czym odłożył ostatni talerz.
– A teraz… – Wytarł mokre ręce ręcznikiem i poszedł zanieść wysuszone naczynia do szafki w jadalni. Kiedy otwierał małe, szklane drzwiczki, zatrzymał wzrok na niewielkim, prostym ołtarzyku, który znajdował się tuż obok.
Był to ołtarzyk Sakury, zmarłej żony Kirishimy.
Słyszał, że umarła zaraz po narodzinach Hiyori, ponieważ mocno podupadła na zdrowiu. Tyle wiedział i nie bardzo mógł zapytać o więcej szczegółów. Piękna kobieta ze zdjęć, na które patrzył, wyglądała zupełnie jak Hiyori. Na jednej z fotografii siedziała obok Kirishimy i uśmiechała się promiennie, trzymając maleńką Hiyo w ramionach w sali szpitala.
Widział, że Kirishima ciągle zostawiał jej kwiaty, chociaż sam nigdy o niej nie mówił. Chociaż to w sumie naturalne. Jednak Yokozawa nie mógł pojąć, co on sam ma wspólnego z tą piękną uśmiechniętą kobietą ze zdjęć.
Nie chciał naciskać na Kirishimę, żeby opowiedział mu o przeszłości, ale widząc ten ołtarzyk każdego dnia, ciekawość go po prostu zżerała.
– …
Dręczyło go to od chwili, kiedy on i Kirishima stali się sobie bliscy. Dlaczego wybrał właśnie jego?
Czasami spotykali się w pracy, zwłaszcza kiedy Yokozawa uczestniczył przy projekcie związanym z komiksem. Jednak to było wszystko. Nie byli ze sobą tak blisko, żeby wyjść razem się napić, a kiedy mijali się gdzieś w korytarzach Marukawy, wymieniali pozdrowienia i szli dalej. Gdyby tamtego wieczora nie wpadli na siebie w barze, gdzie Yokozawa tak zawzięcie topił smutki, to nigdy nie odwiedziłby domu Kirishimy. Kiedy o tym pomyślał, poczuł się tak jakoś… dziwnie. Kirishima kiedyś wspomniał, że to wszystko przez to, że zobaczył w Yokozawie samego siebie. Ale jakby nie było, czy można się z tego powodu zaangażować w związek z drugą osobą? Już sam nie wiedział, ile razy chciał go zapytać czy to naprawdę w porządku, że z nim jest. Jedyne, co go przed tym powstrzymywało, to strach. Gdzieś głęboko w duszy obawiał się szczerej odpowiedzi Kirishimy. Nie mógł tego tak zwyczajnie zostawić, bo wątpliwości i pytania uwięzły w jego piersi niczym małe ości.
– Co ty tam układasz? Łazienka jest wolna.
Yokozawa zerwał się jak poparzony, kiedy Kirishima odezwał się do niego.
– Och, dobra.
– Umyłeś naczynia? Dzięki.
– Nakarmiłeś mnie, więc to chyba naturalne, że to zrobiłem. Dodatkowo jeszcze przed chwilą pomagała mi Hiyo. Jak chcesz dziękować to wszystkim, również jej.
– Ale ona już śpi.
– Tak, była wykończona, dlatego wysłałem ją do łóżka.
– A Sorata?
– Jest u niej w pokoju. – Kiedy mieszkał z Yokozawą, Sorata przychodził do łóżka i zwijał się w kłębek tylko podczas wyjątkowo zimnych nocy. A tu, nawet podczas upałów, zawsze spał z Hiyori. On naprawdę musiał ją lubić.
Kirishima otworzył piwo, które właśnie wyciągnął z lodówki i wypił spory łyk. Był bardzo spragniony po wyjściu z wanny.
– Też chcesz?
– Nie, wezmę po ką… Czekaj, a w sumie. Jednak poproszę.
– Masz.
– Dzięki.
Z jakiegoś powodu poczuł, że musi się napić. Wziął puszkę od Kirishimy, wyminął go i usiadł na kanapie. Chciał pozbyć się wątpliwości i smutku za pomocą alkoholu.
Otworzył piwo i przystawił puszkę do ust, ale jakoś dzisiaj zupełnie nie cieszył go smak trunku. Czuł w gardle i najęzyku jedynie gorzki posmak.
– Ostatnio codziennie było tak cholernie gorąco, ale właśnie to sprawia, że piwo smakuje jeszcze lepiej.
– Ach, skoro tak, to czemu nie zmniejszysz temperatury?!
– Kirishima usiadł obok niego i wziął pilota od klimatyzacji i zmniejszył temperaturę o kilka stopni.
– Śmiało, właśnie wyszedłem z kąpieli. Tak jest znacznie lepiej. Tu jest jak w piekarniku… – Kirishima uniósł koszulkę i pozwolił swoje skórze poczuć lekki wietrzyk.
Yokozawa zadrżał, gdy poczuł delikatny zapach mydła, który uniósł się w powietrze. Aby ukryć swój niepokój nakrzyczał na Kirishimę.
– Hej, nie siedź tu tak z mokrymi włosami, zamoczysz całą kanapę.
– Opieprzasz mnie jak Hiyo…
– A czyja to wina, że muszę to robić?
– Tak, tak, przepraszam… – Kirishima pochylił się do przodu i zaczął wycierać swoje rozczochrane włosy ręcznikiem, który miał zawieszony na szyi.
– …
Na ten widok serce Yokozawy zbiło mocnej i w jednej chwili zaczął się przyglądać Kirishimie, totalnie urzeczony. Ponieważ przypomniało mu to moment, w którym rozpoczął się ich związek.
Choć tak szczerze, to początek był kilka godzin przed tą właśnie chwilą, kiedy Kirishima dosiadł się do niego w barze, ale wspomnienia Yokozawy z tego wieczora pozostawały nadal mętne. A kiedy obudził się w obcym pokoju hotelowym, nie mógł uwierzyć własnym oczom, gdy z łazienki wyszedł Kirishima.
W całym swoim życiu nie przeżył takiego szoku. Na szczęście okazało się, że nie zrobili nic niestosownego, ale w tamtym momencie tysiące niedorzecznych teorii pojawiło się w jego myślach. Jak daleko się posunęli? Kto był na dole?
Był bardzo sfrustrowany, że nie mógł sobie niczego przypomnieć. A potem wydarzenia tego wieczora zostały wykorzystane, by go szantażować. Ale o tym jakoś tak wcale nie starał się pamiętać.
W sumie teraz, jakby tak spojrzeć na całą tę historię, to można ją uznać za całkiem zabawną, ale wtedy kosztowało go to sporo nerwów.
– Jeszcze kilka tygodni i Hiyo zacznie wakacje, ech…
Chyba tylko dzieciaki mogą pozwolić sobie na cały miesiąc wolnego. Może też wezmę wolne i pojadę do jakiegoś letniego kurortu. Najprawdopodobniej mam sporo zaległego urlopu.
– Ej, jakbyś wziął miesiąc wolnego, to potem nie będziesz w stanie się wygrzebać spod pracy nad swoimi komiksami. – Oczywiście Yokozawa sam chętnie wziąłby długi urlop, gdyby tylko było to możliwe, ale jak tylko o tym pomyślał, to martwił go potencjalny nawał pracy, jaki by go czekał po powrocie. Już sama myśl, że musiałby się zająć tymi wszystkimi sprawami powodowała u niego ból brzucha.
Ludzie mówili, że to jeden z symptomów pracoholizmu, ale Yokozawa uważał, że ta definicja tak naprawdę dotyczy handlowców.
– Nie, będzie dobrze. Daliby sobie radę beze mnie. Jakby nie było, moi podwładni to wybitni specjaliści. W zasadzie mogliby spokojnie pracować i wydawać dobre tytuły nawet bez kogoś ciągle wiszącego im nad głową.
Po tym komentarzu Kirishimy Yokozawa zamarł i chociaż powiedziane to było w bardzo żartobliwym tonie, to jednak zabrzmiało całkiem poważnie.
– Hej, powiedz mi, ty tak naprawdę nie myślisz o wzięciu miesięcznego urlopu, co nie?
– Na pewno miło by było gdzieś się wyrwać. Och, o której rano wychodzimy? – Następnego dnia mieli w planach wyjście do kina na film, który Hiyori chciała zobaczyć. Później chcieli pójść na wspólny obiad i zakupy. Wieki minęły, odkąd Yokozawa był w kinie. Zwykle filmy, które chciał obejrzeć, przestawały być grane, zanim się zorientował.
– Mamy rezerwację, dlatego wystarczy, jak wyjdziemy o dziewiątej, tak myślę. No i Hiyo jest rannym ptaszkiem…
Największą zmianą jaką doświadczył Yokozawa, odkąd zaczął spędzać sporo czasu z dzieckiem, był jego własny rytm dnia. Hiyori wcześnie kładła się spać, za to wstawała skoro świt. Nawet w niedzielę była na nogach już o szóstej.
Zazwyczaj była tak miła, że pozwalała im dłużej pospać, ale przecież nie mogli zostawić jej samej sobie i to bez śniadania. W pewnym momencie Yokozawa również postanowił wstawać wcześniej i nawet podczas weekendów zrywał się z samego rana, aż w końcu stało się to jego codzienną rutyną.
– Może powinniśmy zarezerwować na popołudnie. Hiyo się wścieknie, jeśli zaśpimy.
– Ty naprawdę nie ruszysz tyłka z łóżka w wolny dzień, co? – I chociaż w tygodniu Kirishima wstawał wcześniej niż Hiyo, to jednak w dni wolne od pracy był w stanie zasnąć nawet przy włączonym odkurzaczu w jego pokoju. A jeśli miał coś zaplanowane z Hiyo, to zawsze musiała go budzić, krzycząc mu do ucha, żeby wstał.
– Kiedy wiem, że to weekend, to podświadomie nie mogę się obudzić, ale gdybym dostał buziaka z rana, na pewno bym wstał.
– Jasne, i co jeszcze? – Posłał Kirishimie lodowate spojrzenie i jednym haustem dokończył piwo. Kirishima lubił obserwować reakcje, jakie wywołują takie komentarze. Na początku Yokozawa reagował zbyt mocno na takie przekomarzania, jednak z czasem nauczył się puszczać je mimo uszu.
– Hej, właśnie, a tak w ogóle to dlaczego nie śpimy razem, chociaż od czasu do czasu?
– Co… A czemu, do diaska, mielibyśmy? – Kirishima wyszeptał tę propozycję prosto do ucha Yokozawy, który omal nie wypluł piwa. Krztusząc się i tłumiąc kaszel, postawił puszkę bezpiecznie na stole i cały czerwony wrzasnął na chichoczącego Kirishimę.
– Jestem zaszczycony, że mój pomysł wywołał tyle entuzjazmu.
– Że co? Jakiego entuzjazmu?!
– Jak to?
– I co to miało w ogóle znaczyć?
– Nic. – Kirishima wstał z tajemniczym uśmiechem na ustach, podszedł do przodu i zmierzwił włosy Yokozawy.
– Hej, zostaw! Nie jestem dzieckiem! Powiedziałem, żebyś przestał!
– No już, już. Przepraszam, to był odruch.
Yokozawa patrzył, jak Kirishima wraca do kuchni z puszką w dłoni, przeczesując wilgotne włosy.
– Odruch? Wal się. – Pomimo swojego wieku ten facet czasami zachowywał się jak dzieciak i niczym się nie różnił od chłystków, którzy dokuczali Hiyori, żeby zwrócić na siebie jej uwagę.
Celem Kirishimy było odbicie piłeczki w sposób jak najbardziej widowiskowy. Jednak Yokozawa nie był na tyle obiektywny, by przyznać się do faktu, że takie zachowanie drażni go dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Jakże by było miło, gdyby był tak szczery jak Hiyori. Niestety to całkowicie niemożliwe, bo on ma kompletnie inną osobowość.
– …
Skończywszy piwo, poszedł do kuchni wyrzucić pustą puszkę i zastał Kirishimę zaglądającego do lodówki.
– Czego tam szukasz? Chyba nie zamierzasz dalej pić, co?
– Sprawdzam terminy ważności. Jutro po drodze wstąpmy do sklepu po trochę warzyw.
– Tylko nie kupuj za dużo. Zawsze jak idziesz na zakupy, to bez opamiętania ładujesz do koszyka pełno pierdół. – Kirishima lubił kupować więcej, bo wtedy wychodziło taniej, ale to fakt, że brał sporo rzeczy bez zastanowienia. Pod tym względem Hiyori była dużo bardziej rozważna.
– Nic na to nie poradzę. Nie gotuję, dlatego nie mam rozeznania co do ilości.
– Cud, że udało ci się przeżyć.
– Cóż, to w dużej mierze zasługa mojej mamy i Hiyo. Hiyo jest zupełnie jak jej matka, niezawodna i zawsze chętna by pomóc.
– Zauważyłem.
Jej matka. Na sam dźwięk tych słów serce Yokozawy spowił chłód. Możliwe, że tym, co czuł, nie była zwykła obawa czy lęk… ale poczucie winy. Miał wyrzuty sumienia, że zajął miejsce należne żonie. Powinien z uśmiechem na ustach odwrócić się od Kirishimy i pozwolić mu pójść we właściwym kierunku.
Chociaż tak naprawdę to nie tak, że ukradł żonie Kirishimę i Hiyori, ale to przecież jasne, że miejsce, które zajął, nie powinno nigdy do niego należeć.
– No dobra, mniejsza z tym. Wszystko będzie pięknie, jak zostawię zakupy Hiyo… Yokozawa?
– Uch? Co?
– Muszę cię o to zapytać. Co się z tobą dzisiaj dzieje? Błądzisz gdzieś myślami, coś się stało?
– Wszystko w porządku. Dzisiaj sporo się nachodziłem, może jestem po prostu zmęczony. – Zignorował narastający niepokój trafną odpowiedzią, zgniótł puszkę i wyrzucił ją do pojemnika na tworzywa do recyklingu.
Dobrze wiedział, że nie powinien tłumić w sobie tych uczuć, ale nie miał odwagi powiedzieć na głos o tych wszystkich niepokojących rzeczach ściskających mu serce.
– Dobrze, tylko się nie przemęczaj. Bycie nadgorliwym jest w pewien sposób godne podziwu, ale jeśli przesadzisz, to i tak nic z tego nie będzie.
– Tak, tak, wiem.
– A może jutro kupimy jakieś dobre mięso? Musisz mieć siłę, żeby nie paść w tym skwarze.
– Mięso, uch… Jakoś ostatnio nie mam na nie ochoty.
– Możliwe, że to z powodu fali upałów nie miał ostatnio apetytu. Chociaż nigdy wcześniej się nie zdarzyło, żeby jego apetyt rósł lub malał w zależności od pory roku. Może to przez to, że staje się coraz starszy.
– Co jest, że młody facet biadoli jak stara baba? Jesteś jeszcze za młody na takie zachwiania metabolizmu!
– Ej, a ty co… – Kirishima od tyłu objął go ramionami i wsunął palce pod rąbek jego koszuli, unosząc ją.
– Tylko sprawdzam, czy nie masz za bardzo wystającego brzucha.
– Dobra, już sprawdziłeś. – Kirishima zerknął w dół, oparłszy brodę na ramieniu Yokozawy, który to właśnie odepchnął jego dłoń wędrującą gdzieś po ciele kochanka. Szybko poprawił koszulę, wsuwając jej koniuszek w spodnie, przez co Kirishima nie mógł kontynuować macanka. – I nie wiś tak na mnie, jest duszno.
– Daj spokój, nie czerwień się tak.
– Wcale tego nie robię. Mówiłem ci, że jest gorąco.
– Mmm, przypomniało mi się właśnie, że już sporo czasu minęło, co? Co ty na to, żebym jeszcze bardziej rozgrzał atmosferę?
– O czym ty, do diabła, mówisz? Przecież sam powiedziałeś, że musimy wcześnie wstać! – Nadal nie przywykł do dotyku Kirishimy. I to nie tak, że tego nie lubił. Po prostu płynąca z tego przyjemność została przyćmiona przez uczucie wstydu i niezręczności tej sytuacji. Dodatkowo, tu przecież jest Hiyo! Nie ma opcji, żeby dał radę to zrobić w takich warunkach.
Kirishima najwyraźniej nie zważając na wahanie Yokozawy, sprawnie poluzował mu pasek i wsunął rękę w spodnie.
– Będzie dobrze. Tylko troszeczkę.
– Mm! – Yokozawa nie mógł powstrzymać głosu, który sam wyrwał mu się z gardła, gdy tylko Kirishima owinął swoje palce wokół jego członka. Jeśli się nie powstrzyma, to Hiyori na pewno się obudzi.
– Ty idioto! Puszczaj! – wysyczał ostrzegawczo do Kirishimy, który najwyraźniej świetnie się bawił i nawet nie próbował słuchać tego, co się do niego mówi. Yokozawa był tak przyblokowany mocnym uściskiem, że mógł zapomnieć o ucieczce.
– Szybko się tobą zajmę, nie martw się. Zresztą i tak masz zamiar iść się kąpać, dlatego co za różnica, jeśli ciut mocniej się spocisz.
– To nie o to chodzi!
Złapał Kirishimę za ramiona i próbował się z nich wyrwać, ale zaraz zamarł, słysząc groźbę, wypowiedzianą dość niedbale.
– Nie krzycz, bo obudzisz Hiyo.
– Czekaj…
– Bądź grzeczny. – Kirishima był wyraźnie rozbawiony, bo wiedział, że Yokozawa nie może z nim walczyć i subtelnie, z każdym wypowiedzianym słowem, muskał oddechem jego szyję.
– Mm?!
Oplatające go place zaczęły się lubieżnie poruszać, a Yokozawa zacisnął zęby i walczył, by uspokoić oddech i powstrzymać westchnienia, które same wyrywały się z jego ust. Ciepło bijące od Kirishimy i zapach szamponu, który tak wyraźnie czuł, sprawiły, że robiło mu się coraz goręcej.
Kirishima wykonywał długie, delikatne pociągnięcia i kolistym ruchem ugniatał koniuszek członka Yokozawy. To, jak łatwo palce prześlizgiwały się po ciele, znaczyło jak bardzo był już mokry. Choć niechętnie, musiał przyznać, że palce kochanka są nieziemskie.
– Widzisz, zrobiłeś się twardy – szepnął Kirishima, całując Yokozawę tuż za uchem.
– Daruj siebie… te… cholerne komentarze… – Jednak tak po prawdzie, w chwili obecnej jego umysł wrzał. Za każdym razem, kiedy znalazł się w objęciach Kirishimy, to jakby cofnął się do czasów, kiedy był nastolatkiem. Wszystkie doświadczenia, jakie zdobył przez lata, wydawały się nic nie znaczyć, bo za każdym razem ulegał gierkom Kirishimy. Nic na to nie mógł poradzić, ale w takich momentach myślał o tym, by stawić opór swojej bezbronnej naturze, trochę na przekór Kirishimie.
– Dlaczego… zawsze ja… muszę być tym…
– To nie tak, że ja bym nie chciał. Ale gdybym nie wykonał pierwszego ruchu, to ty byś nic nie zrobił. Jakbym cię zostawił w spokoju, to byś tak siedział i gadał o pracy, Hiyo i Soracie. W sumie, to od czasu do czasu też mógłbyś zadbać o nastrój.
– To jest… – Zanim zdążył dokończyć, zamknął się w sobie. Nigdy nie był dobry w budowaniu nastroju, a tym bardziej nie dałby rady stworzyć go specjalnie dla niego. Stres i uczucie niezręczności pojawiały się w takich chwilach momentalnie i w żaden sposób nie mógł się ich pozbyć i pozwolić sobie na odrobinę spontaniczności.
– Więc… Może po prostu zostaw to mnie, co?
– Nie… Chyba śnisz! Aaach!
Kirishima coraz mocniej napierał na plecy Yokozawy, a jego pieszczoty przybrały na sile. Również Yokozawa instynktownie wygiął się bardziej do przodu, wbijając paznokcie w oplatające go ramiona tak, by utrzymać równowagę w tej pozycji.
– Jeśli dobrze pamiętam… to tu jest jedno z twoich czułych miejsc, prawda? – Kirishima prześliznął palec wzdłuż korzenia do czubka penisa, a Yokozawa poczuł motyle w brzuchu i ledwo powstrzymał jęk, który już prawie mu się wymsknął.
Odwrócił się i spojrzał na Kirishimę, bełkocząc odpowiedź na ten tak bezwstydny komentarz.
– Haa… Ach! J… Co… Cholera, czy to jest… budowanie nastroju…
– Tak się tylko chciałem upewnić… Ale cóż, odpowiedź jest raczej oczywista.
Kirishima pochylił się i delikatnie skubnął ucho Yokozawy, powodując krótkie wzdrygnięcie jego ramion, po czym zanurkował językiem w głębinę małżowiny usznej, a odgłosy lizania wywołały dreszcze wzdłuż całego kręgosłupa Yokozawy.
– Nigdy więcej nie pozwól temu facetowi położyć na sobie choćby palca.
– !
Te słowa zostały wypowiedziane głosem głębszym niż ten, którym Kirishima mówił wcześniej. Yokozawa instynktownie spuścił wzrok w dół, na swoją rękę. To wyglądało tak, jakby Kirishima martwił się zadrapaniem, które niedawno opatrzyła Hiyori. Wyskakując z takim pokazem zaborczości, temperatura ciała Yokozawy poszła w górę, umysł się zmącił i osiągnął punkt, z którego nie było już odwrotu.
– Puszczaj… mnie…!
– Jesteś pewien? Jeśli przestanę, to będziesz jedynym, który będzie żałował.
Kirishima ścisnął koniuszek penisa w palcach, a z gardła Yokozawy wyrwał się jęk.
– Ach! Mm… Ach…! – Będąc już na granicy, nie był w stanie kontrolować głosu. – Nie bądź takim uparciuchem i ciesz się chwilą.
– Zamknij się… – Zawsze wyprowadzało go z równowagi, kiedy ktoś go pouczał. A gdy dodać do tego spokój Kirishimy, to już naprawdę było to wkurzające. Jednak posunęli się tak daleko, że już nie było szans, by zawrócić. Yokozawa próbował zacisnąć zęby i jakoś to przetrwać, ale narastająca fala przyjemności niweczyła wszelkie jego starania, a on mógł jedynie pokornie pozwolić sobie na intensywne odczuwanie.
– Nie walcz z tym, no dalej, dalej.
– Mm… Ach! – Doszedł dzięki staraniom Kirishimy, brudząc spodnie i dłoń trzymającą jego penisa. Rozgrzane do czerwoności zmysły po raz kolejny odpłynęły w niebyt.
Kirishima cmoknął go delikatnie w policzek i wyszeptał słowa pochwały, które momentalnie rozdrażniły Yokozawę i sprawiły, że świadomość powoli do niego wróciła.
– Dobry chłopiec.
Yokozawa tylko odburknął na ten komentarz, przez który poczuł się jak nagradzany dzieciak.
– Ty… – Nic nie mógł na to poradzić, że arogancja Kirishimy tak go wkurzała. Może to przez tę pewność siebie, która przychodziła z wiekiem. Oczywiście chciał mu nagadać, ale gdy już się uspokoił, poczuł wstyd, bo wyglądało to tak, jakby tylko on się tym wszystkim przejął. Jego twarz znowu zaczęła płonąć.
Kiedy Kirishima mył ręce w zlewie, zerknął na niego jak gdyby nigdy nic.
– Założę się, że teraz czujesz się odświeżony, co? Chciałbym cię prosić o zwrot przysługi, ale możemy to odłożyć do następnego razu.
– A kto, do cholery, powiedział coś o zwrocie przysługi, co?!
– Ciii! Ścisz głos.
– …! – Kirishima przyłożył palec do ust, prosząc o ciszę, a Yokozawa od razu przypomniał sobie, gdzie się znajduje.
Gdyby Hiyo się obudziła, musieliby się męczyć z wymyśleniem usprawiedliwienia. Yokozawa ugryzł się w język i postanowił nie kopać sobie głębszego grobu niż ten, w którym już był. Nienawidził uciekać z podkulonym ogonem, ale w tej chwili właśnie to wydawało się najrozsądniejszym rozwiązaniem. – Idę się kąpać.
– Miłej zabawy.
– Daruj sobie! – Kirishima tylko roześmiał się, widząc, że Yokozawa już wrócił do siebie. A Yokozawa z przykrością przyznał, że właśnie takie zachowanie Kirishimy powodowało, że nigdy tak naprawdę nie mógłby znienawidzić tego faceta, pomimo trawiącego go od środka rozdrażnienia.
Uczucie lepkości na całym ciele było koszmarne i wprost nie do wytrzymania, dlatego Yokozawa ruszył w stronę łazienki, chcąc jak najszybciej rozproszyć wszystkie nieprzyjemnie myśli.
Tłumaczenie: Antha
Korekta: Sally
Korekta: Sally
Komentarze
Prześlij komentarz