Po omówieniu szczegółów dość ciężkiej sprawy, Yokozawa poczuł, że musi pójść na dymka, żeby złapać choć trochę wytchnienia. Gdy zbliżył się do palarni, usłyszał strzępek rozmowy. Początkowo miał zamiar to zignorować i po prostu przejść obok, ale zamarł, gdy ususzał nazwisko, które nagle się pojawiło. Jego stopy same zamarły w bezruchu.
– To mi przypomniało, co wczoraj usłyszałam. W przyszły piątek są urodziny Kirishimy!
– Gdzie to słyszałaś?
Kiedy Yokozawa zerknął, aby sprawdzić, kto prowadzi tę rozmowę, stwierdził, że to były dwie kobiety z redakcji informatora kulturalnego. Gdy zobaczył jedną z nich, zdał sobie sprawę, że to ona kręciła się ostatnio koło Kirishimy, chociaż jej departament był w zupełnie innej części biura. Tak częste wizyty w dziale shounen usprawiedliwiała chęcią podzielenia się otrzymanymi smakołykami. To działo się na tyle często, że nawet Yokozawa będąc w dziale sprzedaży, zwrócił na to uwagę. Kobieta była niemalże stałym bywalcem w sekcji Kirishimy.
Odkąd Kirishima zdjął obrączkę, wśród pań zapanował niepokój. Plotki zaczęły krążyć po biurze, aż w końcu ktoś zdobył się na odwagę i dowiedział się, że redaktor ma dziecko i miał żonę, która zmarła. Gdy tajemnica została odkryta, kobiety waliły drzwiami i oknami. By zbliżyć się do Kirishimy, niektóre miały czelność próbować wykorzystać Yokozawę, znanego w Marukawie „dzikiego niedźwiedzia”, choć zazwyczaj unikały go jak ognia. Kobieca determinacja była niesamowita, a ich działania aż nazbyt oczywiste.
Kirishima początkowo przyjmował zaproszenia, ale ostatnio odmawiał każdemu. A kiedy niektóre panie nie chciały przyjąć do wiadomości odmowy, nawet gdy mówił, że nie może wyjść, bo jego córka będzie czuła się samotna, to w jego oczach natychmiast pojawiała się irytacja.
I właśnie wtedy dość często zaczął wprowadzać nową wymówkę, że znalazł kogoś nowego i to właśnie dlatego zdjął obrączkę i nie zamierza z nikim wychodzić po pracy.
Po raz pierwszy Yokozawa usłyszał o tym w pokoju socjalnym i omal nie opluł się kawą. Czasami kobiety potrafią być ostre jak brzytwa.
– Mój redaktor naczelny o tym wspominał. Wygadał się podczas rozmowy o jego wieku i powiedział, że w tym roku urodziny Kirishimy przypadają najwcześniej. A ja tylko potem trochę powęszyłam…
– Co?! Ty na poważnie chcesz spróbować go usidlić?
– Hej, lubię go już od dłuższego czasu! Ale odpuściłam sobie, bo myślałam, że ma żonę. Ale skoro jest wolny, to nie ma w tym nic złego, że go podrywam, prawda?
– Naprawdę poważnie do tego podchodzisz, co? Ale słyszałaś, że ma dziecko w podstawówce? I chociaż jest teraz wolny, to jednak ta wizja trochę wszystko psuje.
– To tylko mała dziewczynka, prawda? Jestem pewna, że świetnie się dogadamy. Będzie dobrze! Może, gdybym zbliżyła się do córki… To potem z ojcem pójdzie już łatwo, nie uważasz?
Yokozawa czuł, jak przez tę całą paplaninę zaczyna w nim wrzeć. Jedno to mieć szczere uczucia względem Kirishimy, a drugie to wykorzystać jego córkę, aby się do niego zbliżyć.
Cały ten plan kompletnie mu się nie podobał.
– Naprawdę myślisz, że byłoby łatwiej?
– A, właśnie! Jego urodziny wypadają w ostatni dzień cyklu, prawda? Mogłabym zaprosić go gdzieś pod tym pretekstem i pójść świętować, a w drodze powrotnej dałabym mu prezent urodzinowy! Może wtedy odrobinę zapunktuję u niego, co? Powiedz, co o tym myślisz? Spodoba mu się to?
Podsłuchiwanie w taki sposób było bardzo niestosowne, dlatego Yokozawa wymknął się cichaczem, zwłaszcza, że temat tej rozmowy kompletnie go nie cieszył.
– Jego urodziny, co?
Dostał zapasowy klucz i w jakiś sposób stał się częścią ich rodziny, ale to właśnie teraz, po raz pierwszy usłyszał, że Kirishima ma urodziny w przyszłym tygodniu. Zwykle ich rozmowy krążyły wokół Hiyori albo Soraty. Gdy tak się nad tym zastanowił, to bardzo rzadko rozmawiali o sobie nawzajem.
Czasem też dyskutowali o pracy, o świetnym autorze wydawanym przez Kirishimę, który sprzedaje się nadzwyczaj dobrze. Czasem też omawiali plany i propozycje dla wydawnictwa, i to tyle z ich rozmów.
I chociaż wcześniej nie miał pojęcia o urodzinach kochanka, to teraz, kiedy już się o nich dowiedział, nie mógł tego zignorować. Ale co, do cholery, można dać facetowi?
– Wolałbym tego nie usłyszeć…
Gdyby się o tym nie dowiedział, nie miałby teraz zmartwienia. Kirishima lubił wino, ale nie pił go też jakoś specjalnie dużo. Yokozawa nigdy nie słyszał, żeby partner mówił o czymś, czego by szczególnie chciał. Wydawało się, że nie ma jakichś szczególnych materialnych pragnień. Ostatnią rzeczą, której potrzebował, był papier toaletowy i jakieś detergenty niezbędne w domu. Gdyby na co dzień nosił garnitur, to mógłby mu kupić krawat, ale pod krawatem to on się pojawia tylko na imprezach okolicznościowych.
Niestety nie mógł go o to zapytać wprost, bo za nic nie chciał, żeby Kirishima dowiedział się, jak bardzo się stara znaleźć dla niego odpowiedni prezentem.
Nic na to nie poradzę. Będę musiał zapytać Hiyo.
Nie było sensu błądzić we mgle i szukać na oślep, lepiej zwrócić się z prośbą do dobrego doradcy. Wyciągnął telefon i wysłał Hiyo maila.
Kirishima uniósł filiżankę kawy.
– Świetnie, że tym razem byliśmy jednomyślni.
– My zawsze podajemy odpowiednie liczby. To ludzie z twojego działu źle obstawią.
Spotkanie w sprawie druku, które właśnie dobiegło końca, odbyło się całkiem sprawnie. Większość wszystkich omawianych serii, to kontynuacje poprzednich, dlatego względnie łatwo doszli do porozumienia, zważywszy, że niektóre opinie zostały już wymienione poza salą zebrań. Dzięki temu Yokozawa uważał, że właśnie w taki sposób jest dużo łatwiej uzgodnić swoje stanowiska w każdym temacie.
Byłoby miło, gdyby zawsze szło tak płynnie. Nawet Henmi, który prowadził naradę, nie mógł wyjść z podziwu, że spotkanie miało właśnie taki przebieg, bez choćby jednego gniewnego krzyku.
– Działalność wydawnicza to czysty hazard. Nikt nie przewidzi, co się sprzeda, jeśli się tego najpierw nie wydrukuje. Czy nie wystarczy, że uzgodniliśmy swoje stanowiska?
Choć Yokozawa nie do końca zgadzał się z poglądami Kirishimy, nie miał większych problemów z akceptacją liczby egzemplarzy, jaką ostatecznie zdecydowali się wydrukować. Zresztą miał na głowie dużo większe problemy niż zwykłe komiksy.
Wciąż się głowił, jaki prezent dać Kirishimie na urodziny, o których dopiero co się dowiedział. I chociaż zostały mu jeszcze trzy dni, to nie miał bladego pojęcia, co mu podarować. Kiedy skonsultował to z Hiyori, ona powiedziała, że rok temu dała tatkowi bukiet kwiatów, portret i laurkę, ale żadna z tych rzeczy nie pasowała Yokozawie.
– … – Sącząc kawę, rzucał spojrzenie na Kirishimę, zastanawiając się, czy w końcu wpadnie na jakiś trop. Kirishima był facetem, który nie nosił jakichkolwiek dodatków, a jego hobby ograniczało się do czytania. A że czytał dużo więcej niż Yokozawa, to szansa, że znajdzie książkę, która mogłaby go zaciekawić, była dość marna.
Widząc, jak Yokozawa mu się przygląda, Kirishima zerknął w górę, odrywając wzrok od swojego telefonu, który właśnie przeglądał.
– O czym tak myślisz?
– O… O niczym. – Obruszył się na to podejrzliwe pytanie skierowane w jego stronę. Chcąc uciec od spojrzenia, którym, jak mu się wydawało, Kirishima mógł na wylot czytać w jego myślach, wyjrzał przez okno.
Jednak mężczyzna nie miał zamiaru zostawić go w spokoju, nie usłyszawszy choć słowa wyjaśnienia. Wyłączył telefon.
– Cóż, co by to nie było, jeśli coś cię gryzie, to nie siedź tak i nie duś tego w sobie.
– T-taaa… – Ledwo powstrzymał się od wypalenia, że to właśnie on zaprząta mu myśli. Zamiast tego napił się kawy, żeby odwrócić uwagę.
Nie było opcji, żeby mógł z nim o tym pogadać. Westchnął głęboko, kiedy nagle rozległ się dźwięk upadającego na podłogę metalowego przedmiotu i ciche przekleństwo Kirishimy.
– Cholera. Wiedziałem, że to to, ech…
– Co jest?
– Moja saszetka na klucze roztrzaskała się w drobny mak. A miałem ją przez tyle lat. – Schylił się i podniósł z podłogi skórzany futeralik i mały kawałek rozbitego metalu, do którego były przyczepione klucze. Wyglądało na to, że wypadła, kiedy wyciągał coś z kieszeni.
– Aż tak byłeś do niej przywiązany? Poważnie?
– Kupiłem ją za swoją pierwszą premię, rok po rozpoczęciu pracy w wydawnictwie. Była łatwa w użyciu i starałem się o nią dbać, ale najwyraźniej to już koniec i czas na zmiany. – Mówiąc to, starał się przyczepić fragment połamanego metalu od skórzanej saszetki na klucze, którą najwyraźniej miał zamiar dalej używać.
– Może lepiej zdejmij klucze. Co zrobisz, jeśli je gdzieś zgubisz?
– Powinno jeszcze wytrzymać, jeśli uda mi się to przytwierdzić. Teraz nie mam czasu na robienie zakupów.
– Tak, zdecydowanie nie masz. – Zapewne nie będzie miał ani chwili wolnego, dopóki cykl się nie zakończy. I nieważne jak szybko uda mu się skończyć, to i tak będzie za późno, bo sklepy będą już pozamykane.
– Ach…
– Co?
– Och, nie, nic takiego. Właśnie przypomniałem sobie, że mam coś do zrobienia – wymamrotał swoją wymówkę i szybko wyszedł z pokoju socjalnego. Kiedy był już bezpieczny, poza zasięgiem wzroku Kirishimy, przyspieszył.
Miał to. A ta rozmowa jedynie to potwierdziła. Na urodziny da mu saszetkę na klucze. Gdyby tylko mógł znaleźć jakąś podobną, tej samej wielkości, jak ta, której teraz używa, ale z tym raczej nie powinno być większego problemu.
Na szczęście praca handlowca polega na częstych wyjściach w teren i zdecydował się, że w czasie przerwy obiadowej wyskoczy na małe zakupy.
Po tym, jak skończył odpowiadać na wszystkie wiadomości, Yokozawa wyłączył komputer i zaczął porządkować swoje biurko, przygotowując się do całodniowego wyjazdu.
Przesunął się, aby włożyć teczkę do aktówki, ale w tym momencie jego ręka zamarła. Gdyby tak po prostu wcisnął dokumenty do środka, to mógłby zmiażdżyć prezent. Delikatnie go wyciągnął i schował do biurka, a teczkę wsunął do aktówki.
Pomimo wielu przeciwności udało mu się zdobyć prezent dla Kirishimy. Podczas wycieczki między księgarniami wpadł do galerii handlowej i znalazł markę, którą lubił Kirishima. Miał szczęście i trafił na kształt i kolor dokładnie taki, jak jego stara saszetka. Chociaż jak na gust Yokozawy kosztowała zbyt wiele. Jednak kiedy pomyślał, że Kirishima będzie z niej korzystał przez lata, to doszedł do wniosku, że cena jednak nie jest aż tak wygórowana, jak mu się wydawało. Teraz jedyne co mu zostało, to nadzieja, że Kirishimie prezent się spodoba.
– Panie Yokozawa, pan Kirishima na linii.
– Ach, w porządku. – Zawahał się, bo moment był nieco upiorny, ale dzięki wytrenowanym cechom opanował emocje, by się z nimi nie zdradzić. Wziął głęboki oddech, podniósł słuchawkę i przycisnął guzik, by odebrać połączenie.
– Yokozawa, słucham.
– Ach, Yokozawa? Wygląda na to, że dzisiaj posiedzę do późna. Idź do mnie do domu. Zaraz dam znać Hiyo.
Chociaż nie było to nic zaskakującego, to wydawało się, że pokora z jaką to mówił, miała związek z końcem cyklu.
– Znowu? Poważnie? Czy tobie uda się kiedykolwiek ogarnąć tego typu rzeczy?
– Gdybym mógł, nie byłbym redaktorem naczelnym aż tak długo. Och, tak, zerknę na to za minutkę. Zostaw to tu. No to, zrobisz to dla mnie?
Z tej rozmowy jasno wynikało, że nie oderwał się od zajęć nawet na chwilę, aby wykonać krótki telefon. Prawdopodobnie tam, na drugim końcu linii, wyglądał jak siedem nieszczęść.
– Tak, jasne. Nie przemęczaj się zbytnio.
– Świetnie. Do zobaczenie później.
Pod pewnymi względami dobrze się stało, że nie musieli wychodzić razem. Tak naprawdę Yokozawa i Hiyo zaplanowali przyjęcie. Jego zadaniem było zdobycie ciasta tak, aby Kirishima się nie zorientował. A na obiad Hiyori miała zaserwować swoje specjalne curry.
– Czyli to robiliście przez ostatnie kilka dni? – Pomimo późnej godziny, na ustach Kirishimy pojawił się promienny uśmiech, gdy zobaczył wspaniale nakryty stół oraz dekoracje Hiyori.
– Hehehe! To było naprawdę trudne, żeby utrzymać to wszystko w tajemnicy przed tobą!
– Dziękuję, Hiyo, jestem zachwycony!
– Ależ nie ma za co. – Zazwyczaj czuła się zakłopotana, gdy głaskał ją po głowie jak małe dziecko, ale dziś wywołało to radość na jej twarzy. Musiała być naprawdę zadowolona, że plan jej i Yokozawy tak dobrze się udał.
– Braciszek kupił ciasto!
– Widzę. Tobie też bardzo dziękuję, Yokozawa.
– To są przecież twoje urodziny, nie mogło się obyć bez słodkości. Och, mam również to… – Myślał, żeby dać prezent później, jak już Hiyori pójdzie spać, ale to by jeszcze bardziej skomplikowało sytuację i sprawiło, że byłoby trudniej. Yokozawa zebrał się w sobie i podał prezent Kirishimie.
– Co?
– Po prostu weź!
– Ty… Dajesz mi prezent? – Jego zaskoczenie na widok trzymanego przez Yokozawę pudełeczka było widoczne jak na dłoni.
– A na co innego to wygląda?
– Nie, to tylko… Ja… Nigdy bym nie przypuszczał, że przygotujesz coś dla mnie. Jestem zaskoczony. Mogę otworzyć?
Yokozawa odwrócił się zakłopotany szczerym wybuchem radości Kirishimy.
– Rób co chcesz… Kiedy powiedziałeś, że saszetka, której używałeś, zniszczyła się…
– Cholera.
– Co?
– Wczoraj kupiłem… sobie taką samą. – Kirishima wymamrotał gorzko i wyciągnął z kieszeni nowiuteńką saszetkę na klucze. Kolor miała inny, ale kształt identyczny jak ta, którą kupił Yokozawa.
Po wstrząsie i totalnym zamurowaniu, Yokozawa szybko doszedł do siebie i niewiele myśląc, rozpoczął istną tyradę.
– Co jest, do cholery? Powiedziałeś, że nie masz kiedy iść na zakupy!
– Musiałem pójść zanieść rękopis do autora, a kiedy zatrzymałem się, żeby złapać oddech, trochę się rozejrzałem. Znalazłem jedną, która mi się spodobała, więc kupiłem bez namysłu. – Podrapał się po głowie, wyglądając na totalnie zbitego z tropu.
Gdyby Yokozawa wiedział, że tak się to skończy, to zapytałby go na samym początku, co chce dostać. Całe to nieporozumienie to efekt tego, że Yokozawa chciał mu zrobić niespodziankę.
Dlaczego ja zawsze mam takiego cholernego pecha?
Było beznadziejnie i nic już nie mógł poradzić na to, że zdublował prezent. Biorąc pod uwagę, że saszetka była nieużywana, mógł ją zwrócić, albo wymienić na coś innego.
Właśnie w momencie, kiedy chciał zasugerować, żeby razem udali się do sklepu, tak, aby Kirishima mógł sobie coś wybrać, twarz solenizanta rozpromieniła się.
– Hej! A może ty będziesz używać tej kupionej przeze mnie, a ja tej od ciebie?
– Co?
– To będzie jak wymiana prezentów. A to chyba żaden problem, co? – Po czym odczepił klucze od saszetki i podał ją Yokozawie.
– Wymiana? Ale niby po jaką cholerę miałbyś mi dawać prezent?
– Uznaj to za podziękowanie za to, że opiekowałeś się nami przez ten cały czas. Proszę, daj mi swoje klucze. – Bez czekania na odpowiedź, Kirishima chwycił torbę Yokozawy i przeszukał jej zawartość.
– Hej! Nie grzeb w moich rzeczach bez pytania! – Już miał zamiar ją wyrwać, ale Krishima znalazł to, czego szukał.
– Tutaj są. – Powyciągał klucze Yokozawy z zawieszki i przypiął każdy z osobna do metalowych elementów w saszetce. – Och, a skoro już jesteśmy przy tym, to daj mi klucz do swojego mieszkania.
– A niby dlaczego miałbym ci go dawać?
– Tak na wszelki wypadek, gdyby coś się kiedyś stało.
Chciał zapytać, co to za hipotetyczne brednie, ale nie chciał się sprzeczać w obecności Hiyori. A kiedy przełknął chęć protestu, Hiyori zaszła ich od tyłu i zadała śmiertelny cios.
– Jejciu, jak uroczo… Teraz do siebie pasujecie!
– Pasu…?!
Fakt, że może wśród dziewczyn to normalne, ale jeśli dwóch facetów nosi taką samą rzecz, to jest to trochę żałosne. Chociaż tak naprawdę przez przypadek kupili ten sam przedmiot, choć w różnych kolorach. Już samo mówienie o tym było trudne.
– Do diabła. A co zrobimy, jeśli ktoś w pracy zauważy?
– Powiemy im, że jesteśmy w sobie szaleńczo zakochani.
– Szaleńczo za…?! A niby kto powie coś takiego?! – Głos Yokozawy załamał się z powodu tej nieoczekiwanej propozycji wyjaśnienia sprawy z saszetkami. Jasne, że Kirishima żartował, mówiąc coś takiego. Jednak jeśli już sama aluzja sprawiała, że Yokozawa zaczynał szybciej oddychać, to ludzie od razu by zauważyli, że cały płonie, próbując wyjaśnić sytuację.
– No, nie ma się co rumienić.
– Wcale się nie rumienię! – Kirishima i Hiyori wspólnie wybuchli śmiechem, patrząc na jego czerwoną twarz.
Tłumaczenie: Antha
Korekta: Sally
Korekta: Sally
Komentarze
Prześlij komentarz