SHYTNB Tom 2 - Rozdział 4 [18+]

 



    – Aaaa-psik!
    Wczorajszej nocy Yokozawa prawie nie zmrużył oka i obudził się skoro świt. Nie mogąc dalej zasnąć i nie mając nic konkretnego do zrobienia, poszedł do biura.
    Chciał w spokoju trochę popracować, zanim przyjdą pozostali. Ogarnął biurko i usiadł przed komputerem, jednak miał dość duży problem z koncentracją, ponieważ od samego rana bardzo bolała go głowa. Czuł, że miał gorączkę. Ponadto nadal doskwierał mu ból brzucha.
    Doskonale wiedział, że to objawy przeziębienia. Zapewne doprawił się poprzedniej nocy, kiedy wracał do domu w strugach deszczu. Wszystko było w miarę dobrze na początku drogi powrotnej, bo burza nie dotarła w miejsce, w którym akurat był. Chmury wyglądały dość groźnie, ale nie na tyle, żeby zasłużyły na zakup parasola. Yokozawa rozpoczął zatem wyścig do swojego mieszkania.
    Jednak szybko uświadomił sobie, jak błędną decyzję podjął. Gdy był w połowie drogi, krople deszczu stały się ciężkie, a drobna mżawka przeobraziła się w prawdziwe oberwanie chmury. Jakiś czas temu minął otwarty sklep wielobranżowy, ale nawet gdyby zdecydował się przeczekać tam burzę, to w zasadzi nie wiedział, jak długo by to trwało. Nie mając wyboru, ruszył w stronę domu. Gdy dotarł do budynku, był cały mokry i wyglądał jak zmokła kura. A to wszystko dlatego, że ociągał się z powrotem.
    Po wejściu do mieszkania od razu wziął ciepły prysznic, ale zwarzywszy na okoliczności, powinien jednak wymoczyć się w gorącej kąpieli. Na wszelki wypadek zażył też lekarstwo na przeziębienie, ale nie wiedział, czy zadziała.
    Może powinienem napić się kawy?
    Wiedział, że to nienajlepszy pomysł walczyć z chorobą za pomocą kofeiny, ale nie mógł się powstrzymać. Kawa nie była też najlepszym wyborem ze wzglądu na jego żołądek, który ciągle bolał. Ale potrzebował czegoś, co by go ożywiło i pozwoliło się rozkręcić. Mimo że wolał pić czarną kawę, to dziś rano wlał do niej trochę mleka. Gdy wrócił do biurka z papierowym kubkiem w dłoni, pojawił się Henmi.
    – Dzień dobry, panie Yokozawa!
    – Dobry.
    Wiedział, że poprzedniego wieczoru Henmi wyszedł napić się ze współpracownikami. Mimo to chłopak nie wydawał się zmęczony, a jego cera wyglądała przyzwoicie.
    Zazdroszcząc mu młodości i sił witalnych, Yokozawa postawił kubek na biurku.
    – Ale zeszłej nocy była burza, ech! Kiedy rano wychodziłem z domu, moje ubrania ciągle się suszyły. To była masakra! Gdybym wiedział, że tak zacznie lać, wróciłbym od razu i nie szedł na żadne picie.
    – Taa, cudownie… – wpuścił ten banalny trajkot jednym uchem i wypuścił drugim, a jego dość mało entuzjastyczna odpowiedź przypomniała mu o tym, czego sam doświadczył zeszłej nocy.
    – To nie było cudowne! Teraz będę musiał jeszcze raz robić pranie!
    Yokozawę średnio obchodziła garderoba Henmiego, zwłaszcza, że sam ucierpiał znacznie bardziej. Wolałby to niż nadszarpnięte zdrowie. I chociaż była to jego wina, bo nie docenił zjawisk atmosferycznych i nie kupił parasola, to wciąż nie był w stanie współczuć Henmiemu.
    – Czekaj, robisz pranie w dni powszednie? Jesteś naprawdę pracowity, co…
    – W sumie to lubię sprzątać i prać. Myślę, że przynosi mi to ulgę. Bardzo mnie to odstresowywuje. A pan nie wykonuje prac domowych?
    – Tylko wtedy, kiedy muszę. Chociaż nie mam nic przeciwko gotowaniu.
    – Racja, przecież gotuje pan czasem dla Hiyori w mieszkaniu pana Kirishimy. Zaprosi mnie pan?
    – Jasne. Może kiedyś.
    – Co?
    Po tej zdawkowej, przypadkowej odpowiedzi Yokozawa spojrzał na Henmieno i zobaczył malujący mu się na twarzy wyraz jak po spotkaniu z duchem. Ta niespodziewana reakcja spowodowała, że Yokozawa odpowiedział z wahaniem:
    – Co… co to za mina?
    – Zwykle słyszę, że nie ma pan odpowiedniego jedzenia, którym można by mnie poczęstować albo coś w tym stylu. Co się z panem dzieje? Niech pan nie mówi, że ma gorączkę…?!
    – Oczywiście, że nie. Odpowiedziałem zupełnie przypadkowo. – To niespodziewane zainteresowanie sprawiło, że prawdziwe uczucia Yokozawy wymsknęły się spod kontroli.
    – To było trochę wredne.
    – Przecież nie powiedziałem ci, że coś specjalnie dla ciebie ugotuję, ale że jeśli zdarzy się okazja...
    – Trzymam pana za słowo.
    – Dobra, dobra. Nie wydaje ci się, że dzisiaj klimatyzacja jest trochę za mocna? – Dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie od chłodnego powietrza. Termostat był ustawiony na całkiem wysoką temperaturę w ramach oszczędności prądu. Zwykle żałował, że nie jest chłodniej, ale dzisiaj było mu zimno.
    – Myśli pan? Raczej jest tak jak zawsze. Jest pan pewien, że nic panu nie jest? Wygląda pan trochę niewyraźnie.
    – Chyba w twojej wyobraźni. – Próbował przybrać nonszalancki wyraz twarzy, bo nie chciał, żeby Henmi za bardzo się o niego martwił. Jednak on przejrzał go na wylot. Yokozawa był naprawdę zaskoczony, jak pod pewnymi względami stanowczy potrafi być ten chłopak, dlatego starał się, by nic nie zauważył. Nie chciał, by jego podwładni mu nadskakiwali.
    – Nie, coś jest z panem dzisiaj nie tak. Nie ma pan swojej zwykłej… zapalczywości.
    – Co to ma niby znaczyć? Dobra, być może trochę się przegrzałem na słońcu. W końcu nie jestem już taki młody jak ty.
    – Jest pan tylko o trzy lata ode mnie starszy!
    – Ale to trzy lata piekła. Upewnij się, żeby zjeść pełnowartościowy posiłek na obiad i daj mi już spokój. Jak tam się ma nasz projekt? – Zmienił temat z mglistym uśmiechem na ustach. Jeszcze kilka pytań i zacząłby pękać.
    – Och, to jeszcze trochę potrwa. Nie udało mi się zebrać wszystkich danych.
    – Cóż, to pokaż mi to, co już masz.
    – W porządku, wyślę panu maila. – Henmi poszedł do swojego biurka i uruchomił komputer. Yokozawa poczuł ulgę, że pozbył się tego kolesia, i mógł wrócić do pracy.



    – Proszę się tutaj zatrzymać – powiedział do taksówkarza i wyjął portfel. Po uiszczeniu zapłaty skierował się w stronę swojego mieszkania, chwiejąc się na nogach. Nie sprawdził nawet skrzynki na listy i od razu poszedł w stronę windy.
    Jakimś cudem udało mu się dotrzeć do pokoju, bo jego wytrzymałość skończyła się tuż przy samym wejściu i musiał przez chwilę oprzeć się o ścianę i odpocząć.
    Za bardzo się dzisiaj przeforsował, a wirus w końcu go pokonał. Być może pierwszym sygnałem, że jego ciało nie jest w najlepszej kondycji, był ból żołądka, który doskwierał mu od piątkowej popijawy. Ostania fala upałów totalnie go osłabiła i pozostawiła całkowicie bezbronnym.
    – Cholera, kręci mi się w głowie…
    Trzymał się, gdy był jeszcze w biurze, ale gdy wyszedł na dwór, poczuł mdłości i omal nie zwymiotował. Gdyby pozwolił sobie na chwilę słabości, następnego dnia roiłoby się od plotek, dlatego zagryzł zęby, przybrał nonszalancki wyraz twarzy i czystą siłą woli zatrzymał taksówkę niedaleko dworca.
    Wszedł do mieszkania, trzymając się ściany, i od razu skierował się do kuchni. Musiał coś zjeść przed wzięciem leków.
    Kompletnie nie miał apetytu, ale zmusił się do zjedzenia galaretki i zażył lekarstwo, które kupił po południu.
    Nie był nawet w stanie opłukać pod prysznicem przepoconego ciała. Bardzo wolno przebrał się w piżamę i wdrapał się do łóżka.
    – Nigdy wcześniej coś takiego mi się nie przytrafiło… – wymamrotał i wyciągnął termometr z szuflady nocnego stolika, chcąc zmierzyć temperaturę. Nigdy nie martwił się o swoje zdrowie. No, może czasem przesadzał, gdy był dzieckiem.
    Po chwili usłyszał piknięcie i wyciągnął termometr spod pachy. Gdy spojrzał i zobaczył, że temperatura znacznie przewyższyła trzydzieści osiem stopni, odniósł wrażenie, że gorączka ciągle wzrasta. Poczuł niepokój, bo powinien od razu pojechać do szpitala, a teraz było już na to za późno.
    Jeśli po przespanej nocy nadal będzie z nim źle, zadzwoni po taksówkę.
    Nie chciał się do tego przyznać, ale czuł, że ostatnio jego odporność znacznie spadła. Zdawało się, że kac trwał o wiele dłużej niż zazwyczaj, co oznaczało, że chyba już osiągnął ten wiek, w którym musiał przystopować z tempem życia, zanim będzie za późno. Jakby nie było miał już sporo wiosen na karku i nie mógł się forsować tak, jak za czasów młodzieńczych.
    – Cholera, dziś też nie udało mi się z nim zamienić choćby słowa… – Naprawdę chciał dzisiaj porozmawiać z Kirishimą, ale w tym fatalnym stanie było to niemożliwe. Po raz kolejny przeklął swój los.
    Od czterech dni nie pisali do siebie ani ze sobą nie rozmawiali i pomyślał, że nie przytrafiła się ani jedna okazja, by się spotkali.
    Ale… szczerze mówiąc... Yokozawa nie był pewien, czy dałby radę stanąć przed Kirishimą i spojrzeć mu w oczy bez tej swojej pewności siebie i z niepokojem malującym się na twarzy. Dlatego może i dobrze się stało...
    – Muszę… jutro do niego pójść…
    Nie chciał, żeby ta niezręczna atmosfera między nimi trwała nadal. To wykańczało go psychicznie, a co ważniejsze, bardzo za nim tęsknił. Być może choroba wzmogła w nim desperację i zapragnął towarzystwa drugiej osoby. Jednak za każdym razem, kiedy zamykał oczy, widział jedynie twarz Kirishimy.
    Lek zaczął działać, a świadomość powoli wymykała się spod jego kontroli. Przypomniał sobie, że nie wyłączył światła w salonie, ale nie miał w sobie na tyle siły, by wstać.



    Czuł, że ktoś był w pobliżu. Pomyślał przez chwilę, że należałoby nakarmić Soratę, ale jak przez mgłę przypomniał sobie, że kot mieszkał teraz u Kirishimy. Taaak, jego przyćmiony umysł nie działał za dobrze.
    Choroba sprawiała, że człowiek czuł pod skórą strach i to właśnie poczuł Yokozawa. I nawet jeśli wiedział, że nie mógł za bardzo liczyć na pomoc Soraty, to sama jego obecność dodałaby mu otuchy. Jednak fakt, że go nie było, jedynie spotęgował uczucie lęku.
    A jeśli to nie Sorata, to kto tu był…?
    Twarz Kirishimy natychmiast stanęła mu przed oczami, ale przecież to było zbyt nieprawdopodobne. Z kolei jego rodzice prawie nigdy go nie odwiedzali. W sumie był też jeden przyjaciel, który miał klucze do mieszkania.
    Myśląc, że być może to właśnie on przyszedł, zapytał:
    – Masamune?
    – Wybacz, nie jestem Takano.
    – Co…? – Aż podskoczył, gdy niespodzianie usłyszał odpowiedź dobiegającą z salonu. W jednej chwili świadomość wróciła tam, gdzie było jej miejsce.
    – Jak się czujesz? Pewnie nieciekawie, skoro wylądowałeś w łóżku w takim stanie.
    – Kirishima…?
    – Bingo – odpowiedział kochanek z gorzkim uśmiechem na ustach i położył mu na czole coś przyjemnie zimnego.
    Zapewne był to antybakteryjny kompres chłodzący. Chłód, jaki poczuł Yokozawa na płonącym od gorączki ciele, był niesamowity.
    – Co ty tu robisz…? – Przez chwilę spanikował, że być może ma halucynacje wywołane wysoką temperaturą, które trwają dłużej niż kilka mrugnięć powiekami.
    Kirishima jedynie westchnął, widząc reakcję partnera.
    – Kiedy byłem w dziale sprzedaży, dowiedziałem się, że wyszedłeś wcześniej, co jest dość rzadkim zjawiskiem. Henmi wspomniał, że coś marnie wyglądałeś i przyszedłem sprawdzić, jak się czujesz. Światło było włączone i chociaż dobijałem się jak szalony, nie było żadnej reakcji. Wystraszyłem się i pomyślałem, że może się przewróciłeś czy coś.
    – Nic na to nie poradzę, ale padłem jak kłoda.
    W ogóle nie słyszał dzwonka. Lekarstwo, które wziął przed położeniem się do łóżka, zadziałało jak należy, bo spał jak zabity.
    – Dlatego wszedłem do środka. Powinieneś się cieszyć, że jednak dałeś mi ten klucz, co?
    – Sam go sobie wziąłeś, dupku… – Kiedy odburknął typową dla siebie reprymendą, Kirishima uśmiechnął się już o wiele przyjaźniej, a Yokozawa poczuł, że wieki minęły, odkąd ostatni raz widział ten uśmiech. Czuł, że kłębiące się w nim emocje wreszcie znalazły ujście. Oczywiście nie dopuścił do tego, żeby odbiły się na jego twarzy, ale poczuł je mocno w klatce piersiowej.
    – Jeśli czułeś się tak fatalnie, to trzeba było do mnie zadzwonić. Nic by ci się nie stało, gdybyś polegał na mnie w takich chwilach. Chociaż… Chyba rozumiem, dlaczego nie chciałeś… Ale co by było, gdyby coś ci się stało?
    – Przepraszam… – Fakt, był zbyt pewny siebie i tego, że szybko mu się polepszy, jak tylko połknie kilka tabletek i porządnie się wyśpi. Ale gdzieś tam pojawiła się niepewna myśl, że może powinien zachować się bardziej samolubnie.
    – Kiedy jesteś chory powinieneś być większym egoistą i polegać na innych, wiesz? Chce ci się pić? Kupiłem trochę napoi izotonicznych.
    – Może trochę. – Podniósł się i usiadł, po czym przytknął butelkę do ust. Był o wiele bardziej spragniony, niż sądził i w jednej chwili wypił wszystko co do kropelki.
    – Jesteś głodny?
    – Jakoś nie mam apetytu. – Choć w sumie coś by przegryzł, ale bał się, że gdyby zjadł solidny posiłek, to ponownie zrobiłoby mu się niedobrze i wróciłyby mdłości, które póki co mocno złagodniały.
    – Jeśli zażywasz leki, powinieneś coś wrzucić na ruszt. A właśnie, przyniosłem kilka jabłek. Chcesz, żebym je dla ciebie pokroił? Zawsze to robię, gdy Hiyo jest chora i ma gorączkę.
    – A ja myślałem, że nie umiesz obrać jabłka...
    – O czym ty mówisz? Przecież można je jeść ze skórką. Nie martw się, porządnie je umyję.
    – Nie, dzięki… Wziąłem leki, zanim poszedłem spać.
    – W takim razie powinieneś się jeszcze chwilę zdrzemnąć. Och, ale najpierw się przebierz. W tych przepoconych ciuchach zaraz będzie ci zimno. Gdzie trzymasz piżamy?
    To na pewno musiał być błogi sen. Kirishima był tutaj, w jego domu, opiekował się nim. Cóż za zabawna sytuacja. Czyżby gorączka aż tak go osłabiła?
    – W szafie, w środkowej szufladzie. – W normalnych warunkach od razu by zaprotestował, bo przecież sam mógłby to zrobić, ale że to był sen, to pozwolił sobie na odrobinę egoizmu.
    Przebrał się w ciuchy wybrane przez Kirishimę i z powrotem wskoczył do łóżka, na którym przycupnął kochanek z termometrem w dłoni.
    – Zmierz temperaturę.
    – Dobra. – Wsunął termometr pod pachę i oparł głowę o poduszkę. Możliwe, że przez to, że Kirishima był tuż obok niego, zdawało mu się, że pomiar trwa w nieskończoność.
    Mimo zmęczenia i gorączki nie mógł zaprzeczyć, że obecna sytuacja była dość niezręczna. Przez wszechogarniające go zdenerwowanie nie był w stanie nawet udawać, że śpi.
    Patrzył na linię pleców partnera, a że ten był teraz do niego odwrócony tyłem, nie widział wyrazu jego twarzy.
    – Przepraszam… za tamten dzień…
    Yokozawa zorientował się, że rozmowa została skierowa na na niego samego i wydał z siebie idiotyczną odpowiedź.
    – Hę?
    – Dobrze wiesz, o czym mówię. Chodzi o piątkowy wieczór.
    Yokozawa zamilkł, kompletnie nie wiedząc, jak zareagować na te słowa. Cisza trwała przez kilka długich chwil, aż w końcu przerwał ją dźwięk termometru.
    – Pokaż… Ech, trzydzieści siedem i pół. Ciągle wysoka.
    – Ale jest już znacznie lepiej niż wcześniej.
    – Ostatnio musiałeś być bardzo zmęczony, co? Były upały, a ty chyba lubisz się przemęczać. Czy przypadkiem nie wykończyły cię te przebieżki?
    – Nie za bardzo. To część mojej pracy. – Dla Yokozawy znacznie gorsze było siedzenie całymi dniami przy biurku. Jednak zdaje się, że różnica temperatur w biurze i na zewnątrz spowodowała więcej szkód w jego organizmie, niż mógłby przypuszczać.
    – Czyli, jednym słowem, musisz bardziej o siebie dbać. Ogarnij się, odpocznij i odzyskaj siły.
    Kirishima wyciągnął rękę i zmierzwił jego włosy, a Yokozawa resztami sił ją odtrącił.
    – Ej, przestań… – prawdę mówić bardzo mu się to podobało, ale był tak zawstydzony, że za nic by nie przyznał, że czuł się cudownie, gdy te palce smagały jego włosy.
    – Widzę, że energia ci wraca. Jestem pewien, że gorączka niebawem spadnie. – Yokozawa odwrócił twarz, by uciec przed łagodnym wzrokiem Kirishimy skierowanym wprost na niego. Puls przyspieszył mu dość znacznie, ale to zapewne było efektem gorączki.
    Rozkazał swemu sercu, by zachowało spokój, gdy Kirishima zaczął mówić:
    – Tamtej nocy… wylądowałem przed twoim mieszkaniem, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ale nie byłem pijany. Kiedy nie mogłem się do ciebie dodzwonić, wpadłem w panikę i tak jakby…
    – Spanikowałeś?
    – W każdym razie to nie twoja wina. Chociaż domyślam się, jak ciężko byłoby ci powiedzieć, żebym ci zaufał… – Kirishima zdając sobie sprawę, że jego usprawiedliwienia zaczynają działać, podrapał się po głowie dość niezręcznie, ale bynajmniej nie to teraz przykuło uwagę Yokozawy.
    – Czyli… nie jesteś na mnie zły?



    – A czemu miałbym być? – Na twarzy Kirishimy malowało się zmieszanie.
    – Tak zwyczajnie… Pomyślałem, że jesteś wściekły, że nie posłuchałem twojego ostrzeżenia. Czyli pomyliłem się? – Przez to, że nie posłuchał Kirishimy, wszystko, przed czym ten go ostrzegał, zdarzyło się. I właśnie dlatego założył, że jest on wkurzony. Po tym dość niepewnym tłumaczeniu Yokozawy, Kirishima jedynie zachichotał.
    – Ty idioto. Zwyczajnie… miałem focha.
    – Co?
    – Tak, jak powiedziałem. Byłem zazdrosny o tę laskę i to mnie wkurzyło. Wyrzuciłem z siebie cały ten szlam i zobacz, gdzie mnie to doprowadziło. – Zmieszany Kirishima szybko się odwrócił, a Yokozawa nie był w stanie powstrzymać śmiechu, gdy ujrzał ten jakże dziecinny gest.
    – Rany, a ty co, dzieciak? Czyli nawet tobie zdarzają się fochy…
    – Nie śmiej się. – Oczywiście te słowa sprawiły jedynie, że rozbawienie rozbrzmiało jeszcze głośniej. Dzięki temu, że ramiona potrzęsły się od śmiechu, Yokozawa rozluźnił się, przybrał poważną minę i wyznał to, co chciał wyznać już od dłuższego czasu.
    – Nic mnie nie łączy z tą dziewczyną. Kiedy zapytała mnie, czy się z kimś spotykam, odpowiedziałem, że tak. No i w sumie niczego mi nie wyznała.
    W słabo oświetlonym pokoju było widać dość wyraźnie, w jakim szoku był Kirishima.
    – Kiedy…?
    – W piątek. Chwilę przed tym, zanim do mnie zadzwoniłeś. To właśnie przez to byłem tak poruszony, bo w takim momencie zadzwonił telefon. – A wyraźnie niezadowolenie, jakie wyczuł w głosie Kirishimy sprawiło, że poczuł się tak, jakby on w niego wątpił, dlatego właśnie wtedy na niego warknął.
    Gdyby Kirishima zdecydował się zadzwonić, jak już Yokozawa pożegnał się z Matsumoto, to zapewne wszystko nie potoczyłoby się tak beznadziejnie. Patrząc wstecz, Yokozawa dobrze wiedział, że też zachował się jak dzieciak.
    – Czyli… zrobiłem z siebie kompletnego idiotę? Ech, co to ma być, do cholery?! Do diaska! Trzeba było mi to wcześniej powiedzieć! – Kirishima przeklął, gdy pogładził włosy dłonią. Zapewne pożałował tego, co właśnie powiedział.
    Czuli, że cała ta sytuacja stanowiła poważny problem, który dotyczył ich obu, i z perspektywy czasu było to coś więcej niż zwykła sprzeczka kochanków. Gdy wszystko sobie wyjaśnili, to okazało się, że teraz mogli się z tego pośmiać.
    – I co, ciągle jesteś zazdrosny?
    – Oczywiście, że tak. Przecież to dotyczy faceta, którego kocham. Na imprezie autorskiej przygotowałem się, by stanąć z nią do walki, ale nawet tego nie zauważyłeś.
    – Przygotowałeś się…?
    Może właśnie dlatego tamtego dnia tak świetnie wyglądał? Może akcja z wejściem Hiyori też była jego dziełem…?
    Kiedy Yokozawa tak siedział cały zdębiały po tych jakże niespodziewanych rewelacjach, Kirishima błagalnie powiedział:
    – Naprawdę przepraszam, że zachowuję się tak dziecinnie.
    – Czyli rozpoznałeś, że to ona, tak?
    – Podejrzewałem. Być może nie zdawałeś sobie z tego sprawy, ale jestem o wiele bardziej zaborczym zazdrośnikiem niż ty.
    – Właśnie zaczynam odnosić takie wrażenie. – Kirishima był świetny w utrzymywaniu pozorów. Yokozawa sam mu to kiedyś powiedział. Jednak w tym przypadku był tak poruszony, że nie był w stanie udawać.
    – Czyli… naprawdę tak jej powiedziałeś…
    – Gdyby nie podjęła tematu tak wprost, to byłaby zupełnie inna bajka, ale że wypaliła z grubej rury, to nie miałem innego wyjścia jak szczerze odpowiedzieć. Ale nie wspomniałem twojego imienia.
    – I… to wszystko, co jej powiedziałeś?
    – Właściwie… tak.
    – A co to za chwila zawahania?
    – To nic.
    Nie wspomniał o wszystkim, co powiedział, bo było to dla niego cholernie kłopotliwe.
    To ktoś, kogo bardzo szanuję. Gdyby Kirishima dowiedział się o tym tekście, to na pewno byłoby to powodem całej serii uszczypliwych docinek.
    Nawet we śnie Yokozawa nie mógł pozwolić sobie na taką szczerość.
    Kirishima zmartwił się nienaturalnie zapadłą ciszą i zapytał z lekkim wahaniem:
    – Czyli… totalnie cię rozczarowałem?
    – Nie, skąd? Choć przyznam, że mnie zaskoczyłeś, ale…
    Gdy tak urwał w połowie zdania, Kirishima stał się bardzo podejrzliwy.
    – Co to za „ale”?
    Po chwilowej burzy mózgu, Yokozawa wypowiedział słowa, które objawiły mu się w głowie:
    – Pomyślałem tylko, że tak naprawdę… to świetnie do siebie pasujemy. – Mógł to powiedzieć, bo przecież to tylko sen.
    Kirishima był kompletnie zaskoczony, ale po chwili w jego oczach pojawił się błysk i zachichotał.
    – I to jak.
    Z lekką niepewnością ścisnął dłonie swobodnie oplatające jego własne. Może to z powodu gorączki, ale ręce Kirishimy wydawały się Yokozawie takie chłodne, a ich dotyk był czymś cudownym.



    Yokozawa czuł się tak, jakby właśnie wypłynął z morskiego dna na powierzchnię. Powoli wracała mu świadomość, a kiedy w pełni się obudził, nieco oszołomiony zaczął wpatrywać się w sufit.
    Wieki minęły, odkąd ostatni raz tak dobrze spał. Zazwyczaj na siłę budził się z głębokiego snu, a dziś po przebudzeniu czuł się wyjątkowo rześko.
    – Ale jestem głodny… – mruknął pod nosem i powoli usiadł. Nie wiedział, czy miał cokolwiek do jedzenia.
    – Jestem pewien, że zjadłbyś konia z kopytami. Dzień doberek. Jak się czujesz?
    – Nie najgorzej… Chwila? Co ty tu robisz? – Ku zaskoczeniu Yokozawy Kirishima zajrzał do jego pokoju jak do swojego.
    – Nie mów, że nic nie pamiętasz? A przecież opiekowałem się tobą przez całą noc. Niewdzięczny dupek.
    – Że co…? – Kłębiące się w głowie Yokozawy myśli powstrzymały go od dalszego komentarza, przywołując natomiast uczucie daja vu. Zbladł, nieco zszokowany, ale chwilę później jego twarz oblała się rumieńcem.
    Wszystkie rzeczy, które powiedział i zrobił, gdy myślał, że śni, okazały się najprawdziwszą prawdą. Pomijając teksty na temat dbania o swoje zdrowie, to przecież powiedział też dość sporo nieznośnie krępujących słów.
    Kirishima zachichotał, widząc zakłopotaną minę kochanka.
    – Czekaj, nie mów, że myślałeś, że to wszystko ci się przyśniło?
    – …! – Powstrzymał się od odpowiedzi, a ramiona Kirishimy trzęsły się coraz mocniej w rytm nietłumionego śmiechu.
    – Trafiłem w dziesiątkę, co? A ja myślałem, że nagle stałeś się taki wylewny… Czyli tak to było? No dobra, na szczęście wszystko dokładnie pamiętam, a to najważniejsze.
    – Zapomnij o tym natychmiast!
    – Nie ma szans. To było zbyt piękne, żeby tak to olać.
    Po tych słowach Yokozawa zaczął masować swoje czoło. Ból nieco się zmniejszył, ale zaczęło go dręczyć nowe zmartwienie.
    No cóż… W sumie było już za późno, żeby przejmować się tym, że Kirishima widział go w dość zawstydzającym stanie. Być może jego nadmierna wrażliwość spowodowała, że kochanek trafił na okazję, z której skorzystał. Ale gdyby Yokozawa mógł odwrócić tę całą sytuację, to teraz nie dałby mu żadnego pretekstu do docinek.
    To przecież oczywiste, że nigdy wcześniej nie był na tyle śmiały, ale postanowił udawać, że robi postępy.
    – A rób, co chcesz. – Wstał z łóżka, przemknął obok Kirishimy i wszedł do kuchni. Napełnił szklankę wodą, którą wypił duszkiem.
    – Cóż za nieoczekiwana odpowiedź. Zwykle bardziej się stawiasz.
    – Tak jakbym musiał wysilać się przed tobą w każdej drobnej sprawie. Najlepiej zapomnij o wszystkim. Naprawdę byłeś tu przez cały czas?
    Yokozawa nie miał w mieszkaniu nawet kanapy, na której można by się zdrzemnąć. Fakt, miał dodatkowy materac dla gości, ale leżał gdzieś głęboko w szafie. Jedynym miejscem, w którym można było odpocząć, było łóżko. A to oznaczało, że Kirishima nie przesadził, kiedy mówił, że przez całą noc się nim opiekował.
    – Gdzieś do wschodu słońca. Potem sprawdziłem, czy z tobą wszystko w porządku i na chwilę wróciłem do siebie. A właśnie, nakarmiłem Soratę.
    – Przepraszam za kłopot, naprawdę.
    – A kto mówi, że to kłopot?
    – Dziękuję.
    Kiedy Yokozawa zmienił ton, Kirishima odwrócił się do niego z uśmiechem i sprawiał wrażenie, jakby mówił: „dobry chłopiec”.
    – Nie ma za co.
    W takich właśnie chwilach Yokozawa zastanawiał się, czy przypadkiem w oczach Kirishimy nie jest na równi z Hiyori. Do diabła, być może jest znacznie niżej w hierarchii!
    – Która godzina?
    – Jakoś po 14.00.
    – O rany, jestem totalnie spóźniony! – Yokozawa wiedział, że panika nic tu nie pomoże, ale musiał jak najszybciej zadzwonić do biura. Już sięgał po telefon leżący na stoliku w sypialni... Ciekawe, czy szef mu uwierzy, jak powie, że leżał nieprzytomny w łóżku walcząc z przeziębieniem. Zwłaszcza, że jak dotąd ani razu nie opuścił dnia pracy z powody choroby.
    Czuł się już niemal całkiem zdrowy, choć wiadomo - lepiej by było, jakby jeszcze odpoczął, a nie pędził do biura. Najważniejsze, że nie miał dzisiaj żadnych spotkań z klientami.
    – Gdzie dzwonisz? Zamawiasz żarcie? – zapytał zaciekawiony Kirishima, wpatrując się w Yokozawę z telefonem w dłoni, który właśnie próbował wymyślić, co powiedzieć przełożonemu.
    – Zdurniałeś? Dzwonię do biura! A właśnie, ty też tam powinieneś być! – Odskoczył wyraźnie zaniepokojony, gdy ta oczywista oczywistość przyszła mu do głowy. Fakt, że Kirishima był w jego mieszkaniu oznaczał, że nie było go w wydawnictwie. To prawda, że obaj mieli sporo zaległego urlopu, ale żaden z nich nie miał na tyle luzu w pracy, żeby go swobodnie wykorzystać.
    – Wziąłem sobie dzisiaj wolne. Poradzą sobie beze mnie przez jeden dzień. Powiadomiłem ich również o twoim kiepskim stanie zdrowia, dlatego o nic się nie martw.
    – Co takiego? Dlaczego, do cholery, powiedziałeś im, że jestem chory?
    – Gdybym tego nie zrobił, to miałbyś nieusprawiedliwioną nieobecność, prawda? Kiedy powiedziałem o tym twojemu szefowi, odpowiedział mi tylko: „Czyli nawet demonom zdarza się zachorować”.
    – Ech… – W ramach odpowiedzi Yokozawa jedynie westchnął nonszalancko. Czyli nie było szans, że uniknie bycia głównym tematem biurowych ploteczek. Teraz nie było już innego wyjścia, jak przyjąć fakty i spróbować ogarnąć sytuację.
    – Jak już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to idź się wykąpać, a ja przygotuję coś do jedzenia.
    – Zamierzasz gotować? – Jakoś tak niekontrolowanie Yokozawa podniósł głos. Za kogo ten Kirishima się miał? Przecież to facet, który nie grzeszył talentem do garów. I on miał zamiar coś ugotować? Czy to na pewno dobry pomysł, żeby kogoś takiego wpuszczać do kuchni?
    Widząc tak oczywiste obawy Yokozawy, Kirishima zaczął się przechwalać:
    – Nie wyśmiewaj się ze mnie. W końcu jestem rodzicem. Potrafię zrobić proste danie, na przykład kaszkę ryżową.
    – Jesteś pewien, że mogę ci zaufać?
    – Dam radę. – Pewność siebie, z jaką to powiedział, była nieco przerażająca. I chociaż Yokozawa nie mógł pozbyć się uczucia niepokoju, to chęć umycia przepoconego ciała zwyciężyła.
    – Tylko nie szalej za bardzo.
    – Dobra, dobra, spadaj. – I tak oto z wielkim bólem Yokozawa skierował swe kroki do łazienki.
    Gdy zmył pot z ciała, jego umysł aż się rozjaśnił. Przebrał się w wygodne ciuchy i wrócił do salonu. Przygotowania do posiłku były najwyraźniej zakończone.
    – Już skończyłeś?
    – Tak naprawdę, to ugotowałem jedzonko, kiedy jeszcze spałeś. Raczej nie mówiłbym, że dam radę, jakbym nie był tego pewien.
    Stół był nakryty dość przypadkową mieszanką potraw wyciągniętych z lodówki. Yokozawa usiadł na krześle i przysunął się, a Kirishima uraczył go ryżową owsianką.
    – Tyle wystarczy?
    – Póki co na pewno. – Był głodny, ale jeśli to danie smakowałoby okropnie, to nie dałby rady zjeść wszystkiego. Nabrał trochę na łyżkę. Para unosiła się nad owsianką, a on wpatrywał się w nią, przygotowując się na degustację.
    – To… jest naprawdę jadalne. – Papka, która wylądowała w jego ustach miała normalny smak, nie była ani zbyt kleista, ani przypalona. Pomijając fakt, że Yokozawa był głodny jak wilk, to i tak by mu to smakowało.
    – Dobre? Moja mama dała mi przepis i przećwiczyła mnie w jej przyrządzaniu. Wiesz, Hiyo, jak była mała, to często gorączkowała.
    – Och, rozumiem.
    Nie miał wczoraj apatytu, dlatego był to jego pierwszy posiłek od dwudziestu czterech godzin. Wyszedł z pustą miską, ale za sekundę wrócił, wziął głęboki oddech i zabrał się za opróżnianie kolejnej porcji. Nie był najedzony, ale czuł, że raczej nie powinien się opychać, bo jakby nie było, dopiero co zaczął wracać do zdrowia.
    – Dziękuję za posiłek.
    – Nie ma za co.
    Jak tylko Yokozawa wypił ostatni łyk letniej herbaty, Kirishima dodał:
    – Teraz lepiej zażyj lekarstwa. Nie trać czujności, bo niby czujesz się lepiej, ale przeziębienie może jeszcze wrócić.
    – Tak, racja. – Yokozawa odniósł naczynia do zlewu i połknął lekarstwo, które zostawił w kuchni. Szybko umył po sobie i wrócił do salonu, w którym Kirishima sączył herbatę.
    – Mogę cię o coś zapytać?
    – O co?
    – Ostatnio zachowywałeś się… trochę dziwnie. Coś cię gryzie?
    – ! – Yokozawa aż się zachłysnął, gdy usłyszał tak niespodziewane pytanie. To prawda, że od jakiegoś czasu martwiło go kilka spraw, ale robił wszystko, żeby Kirishima tego nie zauważył.
    – Nie mów, jeśli nie chcesz. Bo wiesz, czuję, że coś cię dręczy, a że nie jestem jasnowidzem, to… lepiej, żebyś mi powiedział, o czym myślisz.
    – …
    – Yokozawa.
    Zdecydował, gdy usłyszał swoje nazwisko wypowiedziane z taką łagodnością. Gdyby teraz się wycofał, to nie miałby już drugiej szansy. Oczywiście nie miał gwarancji, że coś by się zmieniło, nawet jeśli powiedziałby wszystko, co mu leżało na sercu. Ale najważniejsze, że poczuje ulgę, bo utrzymanie sekretu było czasem bardzo ciężkie.
    Usiadł bokiem i oparł łokieć o stół. Nie miał odwagi, żeby zapytać o to, patrząc Kirishimie prosto w oczy. Kilka razy otwierał i zamykał usta, zanim znalazł odpowiednie słowa.
    – Tak po prostu zastanawiałem się… czy to w porządku, że ze mną jesteś...
    – Co masz na myśli?
    – Masz przyjemne mieszkanie, a Hiyo jest urocza. Ale… obawiam się, że to nie jest miejsce, w którym akurat ja powinienem być.
    Kirishima wziął głęboki oddech. Najwyraźniej zrozumiał, co Yokozawa próbuje mu wyjaśnić.
    – Twoja żona… Ona była naprawdę piękna i jakoś tak czuję… że nie mam z nią nic wspólnego.
    Dał się ponieść słowom i to go zirytowało, bo zabrzmiał jak jakaś szurnięta nastolatka. A teraz, kiedy zdał sobie z tego sprawę, nie mógł przestać o tym myśleć.
    Czas, jaki spędził u Kirishimy był przyjemny i odprężający. Być może właśnie to go martwiło. Przejmowanie się taki mi rzeczami nie było zbyt męskie, dlatego był przygotowany, że zaraz zostanie wyśmiany. Jednak Kirishima wydał z siebie ciche westchnienie zrozumienia.
    – I już wszystko jasne. To dlatego nie lubisz zabawiać się u mnie w domu?
    Za każdym razem, kiedy Kirishima próbował go dotknąć, gdy byli w miejscu, gdzie wisiało zdjęcie jego żony, Yokozawa czuł się winny i zawstydzony faktem, że on też się tu znalazł. Z początku był zbyt oszołomiony, ale gdy już to sobie uświadomił, jego postawa stała się nienaturalnie niezręczna.
    – Cóż, odpowiedź na twoje pierwsze pytanie brzmi, że to musisz być ty, nikt inny.
    Nie przypuszczał, że Kirishima traktuje go jako zastępstwo, chciał jedynie wiedzieć dlaczego on.
    Na twarzy Yokozawy pojawił się grymas niezadowolenia i kiedy tak siedział w milczeniu, Kirishima mruknął, chichocząc:
    – Widzę, że moja odpowiedź cię nie usatysfakcjonowała.
    – …
    – Chociaż rok temu za nic bym się nie spodziewał, że będziemy razem.
    – Ja też nie. – Gdyby w tamtym roku oznajmił sobie, co się teraz wydarzy, w życiu by nie uwierzył. Albo wyśmiałby taką perspektywę i w ponurym nastroju przypomniałby sobie, że nie ma co opowiadać złych żartów.
    – Ale od dłuższego czasu bacznie ci się przyglądałem.
    – Co? – Po tym jakże bezpośrednim wyznaniu Yokozawa odruchowo odwrócił się w stronę kochanka. Po raz pierwszy o tym usłyszał.
    – Pierwszy raz, kiedy zwróciłem na ciebie uwagę… był podczas spotkania. Pomyślałem mniej więcej tak: „O rany, tym razem naprawdę zatrudnili prawdziwą zadziorę” i postanowiłem cię obserwować.
    – Obserwować?! – Niemal zwątpił w swój słuch, bo to zabrzmiało nieco romantycznie, ale jednak wszystko dobrze usłyszał.
    – Naprawdę byłeś uszczypliwy i sarkastyczny, ale też twardo stąpałeś po ziemi i pracowałeś dwa razy ciężej niż ktokolwiek inny. No i to było zabawne, jak wychodziłeś z siebie za każdym razem, kiedy ktoś cię zranił.
    – Wal się! To było poważne pytanie! – Wywód Kirishimy nie brzmiał zbyt szczerze i przez to Yokozawa zaczął się wkurzać, że ten koleś znowu nie traktuje go serio.
    – I ja ci poważnie odpowiadam. Chyba nie zdawałem sobie sprawy, że jestem w tobie zakochany, dopóki nie usiadłem obok ciebie w tamtym barze. Po prostu… Wtedy do mnie dotarło, dlaczego tak bardzo się tobą interesowałem.
    – Co… – To szczere wyznanie wywołało rumieniec na polikach Yokozawy. Sam domagał się powagi, ale otrzymanie od Kirishimy tak prostej i uczciwej odpowiedzi było nieco… krępujące. Gdy tak odpływał swoim wzrokiem, Kirishima zrzucił kolejną bombę.
    – I właściwie to nie był zbieg okoliczności, że zajrzałem do tego baru, w którym akurat byłeś.
    – Co takiego?
    – Widziałem, jak wchodzisz do środka… I na początku poszedłem dalej, ale tak mnie to dręczyło, że wróciłem. A potem sam zacząłeś ze mną rozmawiać.
    – Poczekaj, chwilunia, czekaj no… Po jaką cholerę zawracałeś do tego baru? – Tamtej nocy było urwanie chmury, deszcz lał strumieniami. W taką pogodę człowiek dwa razy pomyśli, zanim choćby ruszy w stronę dworca. Yokozawa nie mógł pojąć, dlaczego w takiej sytuacji Kirishima zawrócił.
    – Mówiłem ci, że się tobą interesowałem. Jeśli miałbym podać powód, to możliwe, że miałem przeczucie, że wszystko potoczy się właśnie w ten sposób.
    – …
    – To trochę jak przeznaczenie, prawda? Nasłuchałem się bluzgów i narzekań i to wszystko sprawiło, że pomyślałem, iż ten facet powinien się we mnie zakochać.
    – Naprawdę… masz gówniany gust. – Kirishima uczepił się pijaka, który zaprosił go na drinka. To było głupie, dlatego Yokozawa starał się ukryć zawstydzenie.
    – Rany, nie możesz być choć raz szczery? Powinieneś mi powiedzieć, że dobrze wiesz, na czym polega flirt.
    – Idiota – burknął krótko. Tak jakby był w stanie powiedzieć coś tak bezwstydnego.
    – No to, co jeszcze chcesz wiedzieć? Chyba powinienem ci opowiedzieć o Sakurze, co? Nie sądzę, żebyśmy kiedykolwiek o niej rozmawiali.
    Yokozawa zadrżał, bo po raz pierwszy usłyszał imię żony Kirishimy wypowiedziane z jego ust.
    – Tak… – skinął głową. Był cały w nerwach, ale zmienił pozycję, bo byłoby niegrzecznie słuchać wyznania o nieżyjącej ukochanej osobie, nie będąc odwróconym do rozmówcy.
    Wzrok Kirishimy powędrował gdzieś w dal.
    – My… chodziliśmy do jednej klasy w gimnazjum. Byliśmy w tym samym wieku. Ona była przewodniczącą, a ja klasowym błaznem. Na początku darliśmy ze sobą koty. Ona atakowała mnie o każdą, nawet najdrobniejszą pierdołę, a ja nie mogłem znieść jej irytacji.
    To było dość oczywiste, ale jak tylko Yokozawa uświadomił sobie, że Kirishima kiedyś też był dzieckiem, poczuł się dziwnie. Nie mógł sobie wyobrazić, jakie było jego dzieciństwo.
    – Sądzę, że zacząłem o niej myśleć jak o kobiecie, kiedy zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie jest wcale taka silna. Przed każdym starała się zachowywać jak twarda sztuka, a kiedy zauważyłem, jak się wścieka i woli śmierć, niż żeby ktokolwiek zobaczył ją słabą, to właśnie wtedy… mnie wzięło. Może zawsze w jakiś sposób się nią interesowałem, ale cóż, wtedy byłem tylko gimnazjalistą.
    Yokozawa poczuł łagodny uścisk w dołku, gdy patrzył na Kirishimę, który pozwolił sobie zapędzić się w zakamarki pamięci. Nie bardzo wiedział, co to za uczucie. Na pewno nie była to zazdrość, raczej coś zupełnie innego. Spojrzenie w oczach Kirishimy, gdy patrzył na swoje dłonie… To był ten sam wzrok, którym czasem spoglądał na Hiyori. Wzrok absolutnie pełen miłości.
    – Kiedy patrzę na Hiyo, to widzę, że tak to już jest. Dziewczyny dojrzewają szybciej niż chłopcy. Dlatego kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy sobą zainteresowani, nie byłem w stanie zmusić się, żeby jej o tym powiedzieć. Nawet jak poszedłem do tego samego liceum, to ciągle wymyślałem nowe wymówki, aż w końcu to ona wyznała, co czuje.
    – Chyba miała nieco męską osobowość – powiedział Yokozawa. Dziewczyna ze zdjęcia wydawała się pełna wdzięku, ale jej obraz jaki malował słowami Kirishima zdawał się przedstawiać nieustępliwą i pewną siebie młodą kobietę.
    – O taak, nie wygrałem z nią ani razu. A właśnie, to ona mi się oświadczyła. Hajtnęliśmy się, jak tylko skończyliśmy studia.
    Kirishima mówił wprost i zwykle miał dość beztroską postawę, przez co jego sposób mówienia mógł wydawać się zabawny, jednak teraz był wyjątkowo skupiony.
    – Jak tak teraz o tym myślę… to może wiedziała, że musi się spieszyć. Była coraz starsza, jej siła słabła. Kiedy pojawiła się Hiyori bez przerwy wychodziła i wracała do szpitala. Walczyła jak lwica, ale… nic nie można było zrobić.
    Mimo swojego wieku Yokozawa nie miał pojęcia, co powiedzieć w chwili takiej jak ta. Bez względu na to, jak bardzo starał się wczuć w sytuację, to i tak tylko ci, którzy tam byli i tego doświadczyli, mogli naprawdę zrozumieć, co czuje człowiek, który przeżył coś takiego. Pojęcia nie miał, jak bolesna musiała być śmierć ukochanej osoby, z którą dzieliło się życie od czasów gimnazjum.
    – Wiem, o co chcesz zapytać. Zastanawiasz się, co by było, gdyby nie odeszła, prawda?
    Yokozawie słowa uwięzły w gardle i jedynie podniósł głowę w odpowiedzi na komentarz kochanka.
    – Ludzie zawsze będą się zastanawiać, co by było gdyby. Cholera, nawet nie wiesz, ile razy chciałem móc… cofnąć się w czasie. Ale jedyne, co mam, to teraźniejszość.
    Słowa Kirishimy zadały mu ból prosto w serce. On musiał spędzić niezliczoną ilość nocy nad tak bolesnymi rozmyślaniami, a jego słowa niosły ze sobą ciężar tak wielu życzeń i był w nich taki niepokój... Bo przecież tylko tyle mógł zrobić.
    – Teraz w pełni zaakceptowałem swoją przeszłość. Nadal kocham Sakurę i wszystkie wspomnienia z nią związane są dla mnie bardzo cenne. Ale nie ma jej już przy mnie. Nie mogę zmienić rzeczywistości, a ponieważ była częścią mojego życia, to właśnie dlatego teraz jestem, kim jestem. Ale z tobą jest podobnie, prawda?
    – ! – Pytanie skierowane tak nagle w jego kierunku wstrząsnęło Yokozawą bardziej, niż przypyszczał.
    Nie musisz zapominać o swojej poprzedniej miłości. Te słowa… Być może Kirishima wypowiedział je, opierając się na własnych doświadczeniach. Tak czy inaczej, Yokozawa ciągle nie wiedział, co tak naprawdę kierowało Kirishimą.
    Nadal móc kochać… i nigdy nie zapominać o poprzedniej miłości. Byli do siebie tak bardzo podobni, a jednak kompletnie różni. Po raz pierwszy Yokozawa to sobie uświadomił.
    – Nigdy, naprawdę przenigdy nie myślałem o tobie jak o jej zastępstwie. I nigdy cię do niej nie porównywałem. Tak… Chociaż, gdybym miał powiedzieć o czymś, co was łączy, to… fakt, że ciebie też chcę uszczęśliwić.
    Po tym wyznaniu Yokozawa poczuł ścisk w sercu i gdy walczył, by zdusić emocje, które nim targały, Kirishima odezwał się nieco innym tomem:
    – Wiesz… to jak pytanie, kogo byś uratował, gdyby wisiał na skraju urwiska...
    – Co ty z tym tak nagle? – Widząc zdezorientowaną minę Yokozawy, Kirishima machnął ręką, zachęcając do dalszego słuchania.
    – Gdybym znalazł się w takiej sytuacji, ocaliłbym Hiyori. Bez namysłu. Ale… Stałbym tam, czekał i ufał… że uda ci się samemu wydostać.
    Ta sprytna odpowiedź wywołała uśmiech.
    – Całkiem wygodne rozumowanie. – Yokozawa roześmiał się, przecierając raz czy dwa kąciki oczu, z których o mały włos nie wypłynęły łzy.
    – A co z tobą? Uratowałbyś mnie?
    – Tak jakbyś potrzebował ratunku... – Fakt, że Kirishima obdarzył go takim zaufaniem spowodował, że wszystkie zmartwienia i niepokoje, które gdzieś tam w sobie dusił, przepadły.
    Podobnie jak Kirishima, Yokozawa pewnie zrobiłby wszystko, żeby ocalić Takano, zanim ten zdążyłby zbliżyć się do krawędzi klifu. Yokozawa był zbyt opiekuńczy, niezdolny do odrzucenia wspomnień tamtego przerażającego okresu.
    Kiedy Takano był na dnie, potrzebował kogoś, kto będzie go wspierał, ale teraz wszystko się zmieniło. Masamune sam stanął na własne nogi i nawet zrobił krok naprzód. A jedynym, który utknął w miejscu, był tylko i wyłącznie Yokozawa. Ale dzięki Kirishimie mógł w końcu spojrzeć na siebie obiektywnie.
    – Chcę spędzić z tobą resztę życia, a ty?
    – Ja…
    Nie chciał powiedzieć jakiegoś ckliwego frazesu, a kiedy się zamyślił, próbując ostrożnie dobrać słowa, Kirishima zaśmiał się nieco zrezygnowany i powiedział dość cierpko:
    – Czyli jednak wolisz Takano, ech…
    – Co? – Yokozawa nie miał pojęcia, dlaczego ta osoba bez przerwy gdzieś się przewijała w ich rozmowie.
    Odpowiadając wymijająco na pytanie zadane przez odrobinę skołowanego Yokozawę, Kirishima powiedział:
    – Nie mów, że tego też nie pamiętasz? Wczoraj wołałeś jego imię.
    – Och… – przypomniał sobie, że kiedy był wpółprzytomny bezmyślnie zawołał Takano. Kirishima najwyraźniej musiał się tym przejąć.
    – No tak, czyli to on jest tym, do którego się zwracasz o pomoc, co? Czyli nie jesteś w stanie polegać na kolesiu, który ledwo ogarnia swój dom…
    – To nie tak! – Spanikowany przerwał Kirishimie dalszy wywód. Nie wzywał Takano. Bez zastanowienia zawołał jedynego przyjaciela i jedyną osobę, która odwiedzała go w tym mieszkaniu.
    – Więc jak?
    Po tych naciskach ze strony kochanka, Yokozawa odskoczył i poczuł się zakłopotany.
    – Nie spodziewałem się, że przyjdziesz do mnie! Przecież wyrzuciłem cię stąd! To dlatego nie zawołałem ciebie!
    – Przecież wiesz, że jeśli chodzi o mnie, to nie musisz się przejmować takimi rzeczami.
    – Ale… miałem małą nadzieję, że przyjdziesz. – Nie chciał się przyznawać do czegoś tak żenującego, ale gdyby nie wyjaśnił tego nieporozumienia, to znowu byłoby między nimi kiepsko.
    – Raaany. A teraz powiedz to patrząc mi prosto w oczy.
    – …! – Yokozawa wstrzymał oddech, gdy ich twarze zbliżyły się do siebie w mgnieniu oka. Tętno mu podskoczyło i poczuł puls nawet w opuszkach palców.
    – Jesteś za blisko!
    – Jaki nieśmiały.
    – Ej, przestań! – Nie mogąc się zmusić, żeby spojrzeć Kirishimie w twarz, odwrócił wzrok.
    Ostatnio zdał sobie z tego sprawę… chociaż tak naprawdę to już od dawna podobała mu się twarz Kirishimy. Niezliczoną ilość razy wpatrywał się w te lekko opuszczone powieki, gdy kochanek czytał książkę lub gazetę. Może zawsze miał w sobie coś, co przyciągało do niego atrakcyjnych ludzi.
    – Chodź tu i popatrz na mnie – wycedził wyraźnie niezadowolony Kirishima, gdy Yokozawa odwrócił się od niego nie wytrzymując napięcia. Następnie pochylił się nad stołem i zniżył głowę, by zajrzeć prosto w oczy odwróconego od niego kochanka. W tej właśnie chwili Yokozawa rozpoczął natarcie.
    – Powiedziałem, żebyś przestał! – Wyciągnął rękę, chwycił Kirishimę za kołnierz i przyciągnął jego usta do swoich.
    Kochanek aż wytrzeszczył oczy z niedowierzania na tak sprawny atak Yokozawy.
    – Po prostu zamknij się na chwilę – mruknął Yokozawa i uwolnił chwyt. Był niesamowicie zadowolony, że udało mu się tak świetnie odgryźć, niestety szybko zaczął żałować swoich czynów.
    – Łał, ale jesteś dzisiaj pobudzony. Nigdy bym się nie spodziewał, że spróbujesz mnie uwieść.
    – Uwie… Nie mierz wszystkich swoją miarą! – Yokozawie aż zadrżał głos na tę dość nieoczekiwaną reakcję.
    – Daj spokój, nie ma się czego wstydzić.
    – Muszę cię zmartwić, ale wcale się nie wstydzę.
    – Wspaniale. To może przejdziemy do sedna sprawy, skoro jesteśmy w nastroju?
    – Jeśli myślisz, że tak jest, to grubo się mylisz! Hej, puszczaj mnie! Co robisz?!
    – Wiesz, chciałbym wiedzieć, co to za romantyczne wzniesienie...
    Yokozawa zapalczywie stawiał opór, a Kirishima zdawał się tym kompletnie nie przejmować. Wręcz przeciwnie - chwycił kochanka za ramię i jak gdyby nigdy nic poderwał go z ziemi. W sekundę Yokozawa znalazł się w sypialni i został rzucony na łóżko. Gdy tak leżał na plecach, Kirishima powoli zaczął się na niego wdrapywać.
    – …! – Oddech uwiązł mu w gardle. Kirishima patrzył na niego, jednocześnie przytrzymując go za ramiona.
    – Denerwujesz się?
    – Jeszcze czego!
    – Uznam to niegrzeczne zaprzeczenie za odpowiedź twierdzącą. Jeszcze nie jesteś w pełni zdrowy, dlatego leż wygodnie i zrelaksuj się. O nic się nie martw. Nie ma tu Hiyori, dlatego niczym się nie krępuj.
    – No pewnie, że jej tu nie ma, to mój dom.
    – Nie ma też Soraty, dlatego możesz sobie pozwolić na odrobinę szczerości i śmiałości. Ach, tak przy okazji, nie możesz użyć wymówki, że się nie kąpałeś.
    Kirishima uprzedził go, a on zdał sobie sprawę, że właśnie wyszedł spod prysznica. Korzystając z okazji, że Yokozawie odjęło mowę, Kirishima postanowił całkowicie zablokować mu usta pocałunkiem. Jego język wdarł się do środka, a Yokozawa poczuł zwiotczenie w każdej kończynie.
    – Mm… mm…
    Cholera, jak ten facet dobrze całował! Gdyby teraz Yokozawa stał, to nogi odmówiłyby mu posłuszeństwa. Nigdy nie lubił wzajemnego dotykania się. Nie znosił, kiedy jego wszystkie emocje były podane jak na tacy. To zapewne przez to zbroja, jaką nosił na co dzień, była taka gruba.
    – Wiesz… Kiedy miałeś gorączkę, byłeś cholernie słodki.
    – Mm… Dlaczego ty… – Zarumienił się, gdy został poruszony temat, który zdawał się być już zamknięty. To była prawdziwa tragedia, że ktoś zobaczył go, kiedy cały jego zdrowy rozsądek gdzieś przepadł. Chciał umrzeć na samo wspomnienie, że nie był w stanie odróżnić snu od jawy.
    – Nigdy się do mnie tak zwyczajnie nie uśmiechasz… Chociaż Hiyo obdarowujesz uśmiechem z łatwością.
    – Co jest, do diabła? Jesteś zazdrosny o własną córkę? Gdybym przez cały czas się do ciebie szczerzył, toby było obrzydliwe!
    – Wcale nie. Sądzę, że byłoby urocze.
    – Taa, jasne. Zapomniałem, że właśnie taką osobą jesteś.
    – Wszelkie siły go opuściły w obliczu szczerego wyznania uczuć przez Kirishimę, które to powaliły go na łopatki. Trochę głupio by było się o nie spierać. To jasne, że ich kłótnie był sztuką dla sztuki, a Yokozawa będąc tak absurdalnie upartym, był coraz bardziej szczęśliwy.
    – Cały czas nie mogę uwierzyć i bez przerwy muszę sobie o tym przypominać, że miłość może być prawdziwą dziwką, zwłaszcza dla kogoś w moim wieku. Czułem się zdołowany i żałowałem swoich niedojrzałych zachowań i słów. Strasznie przejmowałem się komentarzami.
    Yokozawa poczuł, że oczarował go zakłopotany uśmiech kochanka. Może te wszystkie bezpośrednie teksty, którymi go raczył, były tylko… próbą ukrycia właśnie tej jego strony?
    – Może kiedy mówi się o znalezieniu miłości w kwiecie wieku, to jest właśnie to?
    – Co jest, do cholery? Jeszcze nie jestem taki stary – odparł Kirishima, po czym zaśmiał się głośno. Jeśli pierwszym, który się zakochał, był ten, któremu groziło zranienie, to prawdopodobnie właśnie obaj wyszli z tego zagrożenia bez szwanku.
    – Czuję się tak samo…
    – Co?
    – Już wszystko jasne, bo ja też się denerwuję z twojego powodu. Weź za to odpowiedzialność. – Yokozawa ponownie chwycił Kirishimę za kołnierz, przyciągnął do siebie i pocałował. Wsunął język w głąb ust kochanka, licząc na głębsze doznania, po czym objął ręką jego głowę. Zszokowany Kirishima jedynie odpowiadał na ten jakże namiętny pocałunek. Yokozawa odrzucił na bok poczucie wstydu i odważnie wpił się w usta kochanka, bo gdyby pokazał choć odrobinę nieśmiałości, wpadłby całkowicie w łapy tego faceta. Powoli odsunął się i wyszeptał:
    – O taak, teraz to… ja cię uwodzę.
    I chociaż przeszło mu przez myśl, że może tego pożałować, to i tak nie było już odwrotu.

 

    – Uuuch…! – Yokozawie aż oddech uwiązł w gardle od przyjemności, którą ciężko było opisać. Po rozluźnieniu jakimś oliwkowym balsamem, Kirishima wbił się w niego tak głęboko, jak to było możliwe.
    Yokozawa miał cichą nadzieję, że partner pamiętał, że jeszcze nie wyleczył się z przeziębienia. Doskonale zdawał sobie sprawę, że po części sam do tego doprowadził, ale ta pozycja była bardzo krępująca i nieco bolesna do utrzymania.
    Gdy spojrzał w dół, spodziewał się, że sytuacja wyglądała nieco inaczej, ale gdy zobaczył wzrok Kirishimy, który był totalnie na nim skupiony, stracił resztę złudzeń. Na dodatek poczuł się jeszcze bardziej zawstydzony sytuacją, w jakiej się znajdował.
    – Co się dzieje? Nie mów, że masz już dość?
    – To…! – Nigdy by nie pomyślał, że nadejdzie dzień, kiedy nie stawi się w pracy, bo będzie dosiadał innego faceta i to w samym środku dnia!
    W odpowiedzi na pytanie Kirishimy próbował się poruszyć, ale nie był w stanie. Był całkowicie odurzony, być może powoli tracił kontrolę nad własnym ciałem, jedynie miotał się po omacku.
    Z całych sił, jakie mu pozostały, wsparł się na kolanach i podniósł biodra. W myślach przyrzekł sobie, że doprowadzi kochanka do finału, choćby nie wiem co.
    Rany, jak on nienawidził tego zadowolonego z siebie uśmieszku! Za każdym razem, kiedy się kochali, to myślał, że kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy to on przejmie inicjatywę, ale chwila… Chyba jednak to nie będzie dzisiaj.
    – Połóż ręce o tutaj i unieś biodra.
    – Wiem, co mam robić! – To miało oznaczać, że dobrze wiedział, co do niego należy i nie potrzebował rad od dupka, przez którego znalazł się właśnie w takim położeniu, i który, jakby nie było, bardzo się z tego cieszył.
    – Wiesz, jeszcze wciąż się docieramy, uch…
    – Ach…!
    Najwyraźniej Kirishima nie mógł już dłużej czekać i gwałtownie uniósł swe ciało w górę.
    – A teraz tylko utrzymaj biodra podniesione w ten sposób.
    – Mm… Haa… Ach!
    Lekki, odrętwiający dreszcz przeszył kręgosłup Yokozawy podczas tych kilku pchnięć. Rozpaczliwie starał się utrzymać swoją pozycję, ale za każdym razem, kiedy czuł, że nogi odmawiają mu posłuszeństwa, pojawiał się kolejny gwałtowny wstrząs, który wydobywał z niego stłumiony krzyk.
    Zacisnął zęby, bo czuł, że jest o włos od doświadczenia bólu. Balansował na krawędzi za każdym wsunięciem i wysunięciem gorącego członka, który był tak rozgrzany, że mógłby ugotować jego wnętrzności. Przez tę intensywność czuł, że osiąga granicę wytrzymałości.
    – Haa… Ach…
    Pchnięcia stały się rytmiczne. Yokozawa poczuł, że całe jego wnętrze drży, gdy Kirishima tak się w niego wbijał. Nogi kompletnie odmówiły mu posłuszeństwa.
    – Nie żeby widok stąd mi się nie podobał, ale jestem już na granicy wytrzymałości.
    – Co…?
    Kirishima napiął mięśnie brzucha i uniósł się do góry, przewracając Yokozawę na plecy. Teraz, gdy ich pozycje się odwróciły, rozsunął mu nogi.
    – Co ty wyrabiasz…
    – O tak, teraz to jest to… – Kirishima był bardzo z siebie zadowolony i szybko wszedł głęboko w Yokozawę.
    Chciał już protestować i krzyknąć, czy kochanek pamięta, kto nalegał, żeby to właśnie on przejął inicjatywę, ale dźwięk jaki z siebie wydał, był tak seksowny, że to było wprost niemożliwe, żeby należał do niego.
    – Nnn…Ach…!
    Członek Kirishimy stał się jeszcze większy i napierał na wnętrzności kochanka, czekając na moment spełnienia.
    Ostatnie strzępki myśli Yokozawy zostały zdmuchnięte ostrymi i mocnymi pchnięciami, a jego świadomość gdzieś się ulotniła, zostawiając mu jedynie uczucie bezgranicznej przyjemności.
    Rękoma, które wiły się po prześcieradle oplótł ukochanego, przyciągając go mocno do siebie. Gdy brwi Kirishimy uniosły się od wbitych w niego paznokci, nie było wiadomo, czy było to spowodowane bólem, czy czymś wręcz przeciwnym.
    – Dobrze ci? – Kirishima zadał pytanie, na które świetnie znał odpowiedź.
    – Nie… pytaj… – z kolei Yokozawa nie miał pojęcia, po co on zadaje mu pytania, na które za nic na świecie nie odpowie.
    – Bo wiesz, ja czuję się tak niesamowicie, że mógłbym umrzeć.
    Po tym nieco zachrypniętym szepcie wycelowanym wprost do ucha, Yokozawa poczuł, że pchnięcia przybierają na sile.
    Kirishima przytulił go jeszcze mocniej i doprowadził do całkowitej utraty świadomości. Ciało i umysł Yokozawy zostały kompletnie spustoszone, a on sam nie potrafił już odróżnić dnia od nocy, góry od dołu, świadomości od nieświadomości.
    – Aach! – Bezlitosne pchnięcia sprowadziły go do emocjonalnych granic i dał się ponieść rozbuchanej namiętności.



    – Nic ci nie jest?
    – Oczywiście, że nie. – Biorąc pod uwagę, że dopiero co wyleczył się z przeziębienia, nieco ich poniosło. Yokozawa miał zdarty głos, co nie było skutkiem dopiero co przebytej choroby. Chwycił szklankę, którą przyniósł mu Kirishima i pozwolił, by płyn obmył mu zeschnięte na wiór gardło.
    Kiedy oddał mu puste naczynie, Kirishima odpowiedział ze śmiechem:
    – Przepraszam.
    – Wcale nie jest ci przykro – warknął Yokozawa, patrząc na uśmiechniętą twarz kochanka. Naprawdę nienawidził tego, że jedyne, czym dysponował w tej chwili, to piorunujące spojrzenie.
    – Słuchaj… Muszę ci się przyznać jeszcze do jednej rzeczy. Wiesz, dlaczego wtedy w hotelu zdjąłem z ciebie wszystkie ubrania? Bo… chciałem zobaczyć jak zareagujesz.
    – Że co?!
    – Sam pomyśl, nieważne ile razy byś wymiotował, to nie byłbyś w stanie zarzygać gaci. A mnie totalnie zaskoczyło, że wtedy zrobiłeś minę, jakiej się spodziewałem.
    Dłonie Yokozawy zacisnęły się w pięści, a gdzieś w trzewiach wzbierał gniew. Wrzasnął na kochanka, który zanosił się śmiechem na samo wspomnienie tamtej chwili.
    – Co ty pierdolisz?! Masz pojęcie, jak się wtedy czułem?!
    To był naprawdę paskudny żart. Oczywiście, że po części sam ponosił za to winę, bo tamtej nocy zalał się w trupa. Jednak to nie usprawiedliwiało Kirishimy i kiepskiego żartu, który mu wywinął.
    – Hmm... Sądzę, że byłeś zdenerwowany i zastanawiałeś się, w co się wpakowałeś, mam rację?
    – …!
    Nie był w stanie wydusić z siebie chodźby słowa, cały drżąc z wściekłości i wstydu. I tak sobie pomyślał, że jak on mógł pokładać nadzieję w tym, że uda mu się kiedykolwiek zmienić tę okropną stronę osobowości Kirishimy... Oczywiście nie chciał robić z niego świętoszka, ale mógłby przynaj mniej opanować się od płatania tak dziecinnych żartów.
    – Och… Wiesz, tak sobie pomyślałem… W sumie to dobrze, że póki co nie przeprowadzisz się do mnie.
    – Hę?
    Widząc dość oczywiste zmieszanie na twarzy Yokozawy po tak nagłej zmianie tematu, Kirishima splótł ramiona i skinął głową.
    – W końcu potrzebujemy miejsca, gdzie możemy przyjść i być sami, w którym nikt nie będzie nam przeszkadzał. Zawsze się martwisz, że u mnie jest Hiyo, prawda?
    – Nie rób z mojego mieszkania gniazdka miłości!
    – Ale to nie tak. Tylko wiesz, dzięki temu mamy wybór! Bo zawsze twierdzasz, że za nic nie chcesz pójść do hotelu. I tylko nie mów, że nie chcesz już być ze mną sam na sam?
    – To… to nie o to chodzi… – to było nie w porządku, że Kirishima zaczął zadawać takie pytania. Yokozawa nie miał zatem innego wyjścia, jak tylko zaprzeczyć oskarżeniu.
    Był naprawdę zagubiony. Nie wiedział, jak powinien odpowiedzieć i odnieść się do słów kochanka. Ale Kirishima go uprzedził. Podszedł do niego i wyszeptał mu do ucha:
    – Chcę cię mieć czasami tylko dla siebie.
    Słysząc ten niski głos, dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie, bębenki w uszach zadrżały i śladu nie zostało po wściekłości, którą przed chwilą aż kipiał. Dał się złapać na czułe słówka.
    „Miłość to wojna” – jeśli to prawda, to czuł się powalony na kolana.


Tłumaczenie: Antha
Korekta: Sally
Grupa BoysLove

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze