Counterattack [PL] - Rozdział 248: Trzaśnięcie drzwiami

 


    Wieczorem Chi Jiali zadzwoniła do męża, ale nie pozwoliła mu powiedzieć choćby słowa. Od razu zaczęła narzekać. Jej mąż słuchał w milczeniu, a gdy się wygadała, powiedział:
    – Zawsze gdy wracasz do domu, jesteś w paskudnym nastroju.
    – Spróbuj naprawić ten cały bałagan. Jeszcze sam zacząłbyś się martwić, że twoja ciemna skóra nie jest biała. – Po tych słowach rozłączyła się i wściekła rzuciła telefon w kąt.
    Usiadła na kanapie, a po chwili sięgnęła po lusterko. Nie winiła męża za jego słowa. W końcu sama przez całą rozmowę tylko się żaliła. Pamiętała, że cieszyła się na przyjazd do domu, była taka radosna, pełna energii. A teraz czuła się jak skończona wariatka.
    Nagle do salonu wszedł Chi Yuan.
    – Powiedz, wrócili moi wnukowie?
    – Przywiozłam ich, możesz iść się z nimi pobawić.
    Chi Yuan nie zapytał, jak się sprawy mają, a tym bardziej o to, dlaczego siedzi tu sama z tak skwaszoną miną. Postanowił skupić się na wnukach.
    Trzy godziny później, gdy chłopcy poszli spać, Chi Yuan zapukał do pokoju córki.
    – Skoro przywiozłaś dzieci, to znaczy, że kazali ci po nie przyjechać? A może chłopcy nie chcieli tam dłużej zostać?
    – Nie. – Chi Jiali spojrzała obojętnie na ojca. – Sama ich stamtąd zabrałam, bo w przeciwnym wypadku miałbyś jeszcze dwóch gejów w rodzinie.
    – Co masz na myśli?
    – Wyjdź, jestem zmęczona, chcę się położyć.
    – Powiedz mi, co się dzieje! Musisz mi to wyjaśnić, bo nie zasnę.
    – Tato, dałbyś spokój. Wiesz, która jest godzina?
    – To znaczy, że wszystkie twoje plany poszły na marne. Nie rozstali się.
    Chi Jiali wzięła głęboki oddech, by się uspokoić i spojrzała na ojca stanowczym wzrokiem.
    – Tato, Poddaj się. Cheng w tym związku w końcu jest sobą. Jeśli znowu zostanie sam, będzie nie do zniesienia. Ten chłopak wie, jak wydobyć z twojego syna jego najlepsze cechy. Każdy zasługuje na normalność. A Cheng ma teraz stałego partnera, dzięki czemu wielu przystojnych mężczyzn i kobiet w Pekinie może czuć się bezpiecznie.
    Chi Yuan spochmurniał i wyburczał z niezadowoleniem:
    – To znaczy, że mi nie pomożesz?
    – Wybacz, ale brakuje mi do tego talentu.
    – A postępowałaś zgodnie z moimi wskazówkami?
    Gdy Chi Yuan wspomniał o swoich zapiskach, Chi Jiali omal nie zemdlała. Podeszła do szuflady, wyjęła notatki i oddała je ojcu.
    – Zabieraj je. Każde zapisane tu słowo nie ma żadnej wartości.
    Urażony ojciec mruknął pod nosem:
    – Raczej ty ich nie zrozumiałaś.
    – Nie zrozumiałam? – parsknęła Chi Jiali. – To idź do siebie i sam je przeczytaj. Może zainspirują cię do dalszej analizy, którą będziesz mógł przedstawić synowi, on na pewno to zrozumie.
    – Jiali, posłuchaj mnie… – Niestety nie dokończył, bo jego rodzona córka wypchnęła go za drzwi.
    – Tato, nie mam ci nic więcej do powiedzenia.
    – Możliwe, że początek nie jest zbyt wiarygodny.
    – Świetnie, że mówisz mi to teraz – rzuciła, siłując się z ojcem przy drzwiach.
    – Ale to, co napisałem w drugiej połowie, to wszystko… – Nie dokończył, bo przed jego nosem zatrzasnęły się drzwi.


    Po wyjeździe bliźniaków Wu Suo Wei nie mógł się przyzwyczaić do pustki, jaką po sobie zostawili. Kiedy nie było dzieci w domu, wszystko było w porządku, a teraz, gdy tak nagle wyjechały, poczuł, że jest za cicho. Nikt nie hałasował, nie robił bałaganu. W domu panował ład i porządek, a on czuł się opuszczony.
    Ściągnął aplikację do nauki angielskiego. Przy bliźniakach przemógł się i był w stanie powiedzieć kilka słów. A teraz nie miał nikogo, z kim mógłby porozmawiać.
    Gdy wrócił z fabryki, usiadł w swoim biurze i przeglądał zdjęcia w telefonie, a w tym czasie do jego firmy przyjechał Jiang Xiao Shuai. Przywiózł go Guo Chengyu, bo doktor bał się prowadzić. Nawet teraz, gdy przejeżdżali przez to feralne skrzyżowanie, Jiang Xiao Shuai był przerażony.
    Wu Suo Wei usłyszał pukanie i po chwili zobaczył doktora.
    – Dlaczego wtedy odjechałeś? Wiesz, ile się na ciebie naczekałem? Nie odbierałeś telefonu. Bałem się, że coś złego się stało.
    Kiedy Jiang Xiao Shuai przypomniał sobie tamten wieczór, krople potu zrosiły jego czoło. Nie zamierzał się tłumaczyć, bo obawiał się, że jego przyjaciel pomyśli, że sobie z niego żartuje. W końcu kto by uwierzył w jego historię…
    – Wypadło mi coś bardzo pilnego. Nie miałem czasu do ciebie zadzwonić.
    – To mogłeś zadzwonić następnego dnia.
    – Też byłem zajęty i nie chciałem ci przeszkadzać.
    Jiang Xiao Shuai postanowił zmienić temat i zerknął w telefon chłopaka.
    – Jak ma na imię? – zapytał wskazując na Quana.
    Na twarzy Wu Suo Weia zagościł promienny uśmiech.
    – To właśnie bliźniaki, o których ci mówiłem. To młodszy z nich, ma na imię Quan, a straszy, ten ciemniejszy, to Duan. To on był ze mną tamtego wieczoru, kiedy mieliśmy się spotkać.
    Doktor spojrzał na czarnoskórego chłopca i zbladł.
    – O raju – powiedział, a telefon prawie wypadł mu z ręki.
    Chłopak uśmiechnął się i pokazał kolejne zdjęcia.
    – Jest czarny jak noc. Tamtego wieczoru zrobiłem mu zdjęcia. Nieźle co? Patrz, jaki jest ciemny.
    – Oj tak, jest bardzo ciemny – odpowiedział doktor, ocierając pot z czoła.
    Wu Suo Wei zaczął pokazywać mu kolejne zdjęcia, aż dotarł do tych zrobionych za dnia. I w końcu Jiang Xiao Shuai zobaczył, jak wygląda Duan. Stwierdził, że jest uroczy. Z przyjemnością oglądał jego zdjęcia. Nagle zatrzymał się na zdjęciu, na którym Duan się uśmiecha i widać dwa rzędy jego białych zębów. Doktor coś sobie przypomniał i na chwilę zamarł. Wu Suo Wei tak był pochłonięty opowieścią o chłopcach, że nie zauważył zmiany nastroju przyjaciela.
    – Wei! – zawołał go Jiang Xiao Shuai.
    – Co?
    – Tamtego popołudnia, kiedy miałem przyjechać do twojej firmy, gdzie na mnie czekałeś?
    – Na skrzyżowaniu od strony wschodniej – powiedział chłopak. – Poszliśmy tam razem z Duanem. Nie mów, że nas nie widziałeś?
    – I to z nim wtedy byłeś? – zapytał doktor, wskazując na Duana.
    – Przecież mówiłem.
    Wu Suo Wei spojrzał na niego podejrzliwie.
    – O co chodzi?
    Jiang Xiao Shuai podrapał się po głowie, zagryzł dolną wargę i nic nie odpowiedział. Bo tamtej nocy był tak przerażony, że popuścił w majty.
    Przez chwilę obaj milczeli. W końcu Wu Suo Wei westchnął i powiedział:
    – Nie tak dawno w naszym domu były dzieci, którym mogłem przyrządzać jedzenie. Mam wyrzuty sumienia, że kilka razy nie kupiłem im tego, co chcieli. A teraz jest tam tak pusto.
    – Wrócili do domu?
    – Tak, Chi Jiali ich zabrała.
    – Przecież możesz im kupić jedzenie i zawieźć, nie mieszkają daleko.
    Wu Suo Wei na tę myśl aż się zarumienił.
    – Wstydzę się.
    – Czego? Przecież byłeś z ich mamą na kolacji.
    – Nie o nią mi chodzi. Wstydzę się spojrzeć w oczy bliźniakom.
    Doktor zaczął chichotać.
    – Aż tak się stęskniłeś? Przecież minęło dopiero kilka dni. Rany, ludzie wychowując dzieci, przywiązują się do nich. Możesz teraz śmiało wysyłać im prezenty. Nie bądź sknerą.
    Wu Suo Wei obawiał się, jak zareaguje jego przyjaciel, kiedy dowie się, że nakręcili porno i nie byli wtedy sami. Doktor od razu wyczuł, że coś jest na rzeczy i postanowił pociągnąć przyjaciela za język.
    – Co się stało?
    – O co ci chodzi?
    Jiang Xiao Shuai nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się szelmowsko, a Wu Suo Wei poczuł na ciele gęsią skórkę i o wszystkim mu opowiedział.
    Po wyjściu doktora zaczął się zastanawiać i musiał przyznać, że coraz bardziej tęskni za bliźniakami. Zebrał się w sobie i już po chwili jechał do rodzinnego domu państwa Chi z dwiema torbami przekąsek.
    Gdy zobaczyli go ochroniarze, szybko pobiegli do domu. Po chwili w drzwiach pojawiła się Chi Jiali.
    – O co chodzi?
    – Chciałem się zobaczyć z Duanem i Quanem.
    – Chcesz ich jeszcze czegoś nauczyć? – wycedziła z sarkazmem kobieta.
    Wu Suo Wei zarumienił się po same uszy. Chi Jiali prychnęła i fuknęła ze srogą miną:
    – Spadaj i nie licz na to, że zaproszę cię do domu.
    Wu Suo Wei poczuł się jeszcze bardziej zawstydzony, ale nagle w drzwiach pojawili się chłopcy i zaczęli go wołać.
    – Mam dla nich trochę smakołyków.
    Quan i Duan podeszli do niego, ale zanim zdołali go dotknąć, zostali zatrzymani przez mamę i opiekunkę. Zaczęli się szarpać i wołać wujka Wei Weia.
    Chłopak miał łzy w oczach i powiedział:
    – Nie płaczcie. Coś wam przywiozłem. – Zanim dokończył, chłopcy zniknęli za drzwiami domu, a Chi Jiali razem z nimi.
    Wu Suo Wei zerknął na jednego z ochroniarzy i powiedział:
    – Mógłbyś wyświadczyć mi przysługę? Zabierz do środka te dwie torby z przekąskami.
    Ochroniarz nawet nie spojrzał na siatki, ale jego kolega stojący obok odparł:
    – Zajmiemy się tym. – Po czym szepnął do kolegi. – Dzięki temu nie będziemy musieli jechać na zakupy. Chętnie je sobie wezmę.
    Ochroniarz spojrzał z pogardą na chłopaka, który westchnął i zrezygnowany wrócił do auta.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine







   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze