Również Chi Cheng jechał do domu razem z Quanem. Chłopiec pociągnął go za rękaw i zapytał:
– Kim jest ten chłopak, który u ciebie mieszka? Nigdy wcześniej go nie widziałem.
– To moja żona.
– Ale on ma ogromnego siusiaka.
– Skąd wiesz, że ogromnego.
– Wczoraj widziałem, jak ściskasz jego siusiaka. Był bardzo duży.
Chi Cheng oblizał usta i nic nie odpowiedział. Quan podejrzewał, że zrobił coś złego i zapytał niepewnym głosem:
– Wujku, to nieładnie tak patrzeć na czyjegoś siusiaka, prawda?
Chi Cheng zmrużył oczy i zatrzymał samochód, po czym spojrzał na siostrzeńca spod byka. Quan skulił się i przesunął w stronę drzwi. Widząc to Chi Cheng roześmiał się i poklepał zapraszającym gestem swoje kolana.
– Chodź do mnie.
Chłopiec ostrożnie usiadł mu na kolanach. Spojrzenie Chi Chenga złagodniało, kiedy objął go ramieniem.
– Twój nowy wujek jest dla ciebie dobry, prawda?
– Tak, zabiera nas na plac zabaw, kupuje nam jedzenie i nigdy na nas nie krzyczy.
– Dlatego musicie mu pomagać.
– W czym mamy mu pomagać?
– Kiedy ktoś będzie chciał zrobić mu krzywdę, musicie stanąć w jego obronie.
Quan przytaknął. Chi Cheng posadził go z powrotem na fotelu pasażera, zapiął mu pas i ruszył. W tym momencie zadzwonił jego telefon. Spojrzał na ekran, a jego spojrzenie stało się lodowate.
– Cześć, to ja, Wang Shuo.
– Wiem.
Wang Shuo najwyraźniej był w świetnym nastroju i postanowił zażartować:
– Tęskniłeś za mną?
– Nie.
– Naprawdę ani razu o mnie nie pomyślałeś?
– Czego chcesz?
– Naprawdę nie wiesz? – odpowiedział dumnym tonem Wang Shuo. – Ja tu w środku nocy zajmuję się twoimi problemami. Bo wiesz, ktoś po północy zadzwonił i zapytał, jak wybielić czyjąś skórę. Jak będziecie rozmawiać, to mu powiedz, że najlepszym sposobem na promienną i jasną skórę jest dobry sen. Żadne kosmetyki nie dadzą takiego efektu, jak spokojny, długi sen. Jak się nie wyśpisz, to nic z tego nie będzie.
– Powiedziałeś: wybielanie skóry? – zapytał Chi Cheng bardzo spokojnym tonem.
– Sam byłem zaskoczony. Ten ktoś zadręczał nas tym pytaniem w środku nocy, a wiesz, że on nie ma mojego numeru telefonu. W sumie tylko siedziałem i przysłuchiwałem się rozmowie.
Chi Cheng patrzył przed siebie pustym wzrokiem.
– I zadzwoniłeś, żeby mi o tym powiedzieć?
– Tak mnie tknęło, że muszę cię o tym poinformować, a ty zrobisz z tym, co będziesz chciał. I pamiętaj, że samotność zaczyna się wtedy, kiedy twój partner przestaje na ciebie zwracać uwagę, bo czuje znużenie i pragnie dreszczyku emocji. A to znaczy, że nie jest gotowy na stały związek.
Po tych słowach Wang Shuo się rozłączył. Twarz Chi Chenga przybrała upiorny grymas. Quan widząc zmianę nastroju wujka, aż zesztywniał ze strachu.
Wu Suo Wei i Duan przyjechali do domu pierwsi. Kiedy Chi Cheng wszedł z Quanem, chłopak był w kuchni i przygotowywał kolację.
– Kupiłem jagnięcinę, za chwilę będzie gotowa. Masz ochotę?
Chi Cheng zmierzył go lodowatym spojrzeniem i nic nie odpowiedział. Poszedł prosto do sypialni.
A tobie co? Coś ci zrobiłem? – zastanawiał się chłopak.
Duan pociągnął go za spodnie i zapytał:
– Co mu się stało?
Wu Suo Wei nie potrafił wytłumaczyć tego po angielsku, dlatego odpowiedział w dwóch słowach:
– Ignoruj go.
W sypialni Chi Cheng chwycił telefon Wu Suo Weia i po chwili znalazł połączenie do Wang Zhena, które trwało 10 minut. Pamiętał doskonale, że tamtego wieczoru zastał Wu Suo Weia na balkonie z telefonem przy uchu. Pamiętał też, jakiej użył wymówki. To wszystko sprawiło, że zaczął tracić nad sobą kontrolę.
Tymczasem Wu Suo Wei przygotował kolację i podał ją bliźniakom, a sam poszedł do sypialni. Chi Cheng siedział odwrócony do niego plecami, chłopak wychylił się, by zobaczyć jego twarz i zamarł, bo bił od niego przerażający chłód.
– Mówiłem coś do ciebie, dlaczego mnie ignorujesz? – zapytał nieśmiało.
Mężczyzna nie odpowiedział i nawet nie spojrzał w jego stronę. Delikatnie uniósł telefon Wu Suo Weia i mu go pokazał. Chłopak był zaskoczony, ale błyskawicznie zrozumiał, co się wydarzyło.
– To prawda, zadzwoniłem do niego i… – Nie zdążył dokończyć, bo Chi Cheng go złapał i przycisnął do ściany.
– W nocy powinieneś spać, a nie do niego wydzwaniać. Prosisz się o ostre rżnięcie, takie, że nie będziesz w stanie słowa powiedzieć, a tym bardziej do kogokolwiek zadzwonić.
– Przestań, nie rób scen. Przecież powiedziałem, że do niego zadzwoniłem.
– W środku nocy zapytałeś go, jak można wybielić skórę, a ja mam być spokojny? A kim on jest, że go o to pytasz? Pieprzonym magikiem? Z każdym problemem zamierzasz tak do niego dzwonić, co?
– Pytałem go, jak sprawić, żeby czarna skóra stała się jasna. Tylko o tym rozmawialiśmy.
– I przez dziesięć minut zadawałeś mu to samo pytanie? – Chi Cheng napierał na jego lędźwie i był coraz bardziej wściekły. – Kurwa, dzwoniłeś do niego w środku pieprzonej nocy.
– Bo on w dzień pracuje. Nie chciałem rozczarować Duana, nie miałem innego wyjścia.
Chi Cheng spojrzał mu prosto w oczy.
– To dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Dlaczego nie zadzwoniłeś do niego w mojej obecności?
– Bałem się, że nie zrozumiesz.
– Naprawdę? Skoro tak pomyślałeś, to może jednak ci na nim zależy?
Te słowa wstrząsnęły chłopakiem do głębi. Nagle się odwrócił i zobaczył Quana i Duana stojących w drzwiach, odepchnął Chi Chenga i powiedział:
– Nie krzycz. Przestraszysz dzieci.
– Przecież normalnie rozmawiamy, o co ci chodzi? – krzyknął Chi Cheng, ignorując bliźniaków i rozerwał mu koszulę.
Wu Suo Wei zaczął płakać, gdy Chi Cheng chwycił go za brodę, odwracając głowę w swoją stronę. Gdy zaczęli się szarpać, Quan pobiegł po miotłę i uderzył nią wujka w plecy. Mężczyzna spojrzał na niego wściekły.
– Chcesz oberwać?
Ale maluch wcale się go nie bał i odpowiedział zadziornie:
– Sam powiedziałeś, że jeśli ktoś się będzie nad nim znęcał, mamy mu pomóc.
Słowa siostrzeńca podziałały na Chi Chenga jak kubeł zimnej wody.
Wu Suo Wei nie miał pojęcia, o co chodziło, ale cieszył się, że Chi Cheng się uspokoił. Jednak gdy na niego spojrzał, nie mógł odgadnąć jego nastroju. Po chwili mężczyzna bez słowa wyszedł z pokoju.
Chi Cheng i Wu Suo Wei przez tę kłótnię nie zjedli kolacji i z głodu nie mogli zasnąć, w przeciwieństwie do bliźniaków, którzy byli tak przejęci, że po kąpieli zasnęli kamiennym snem.
Chi Cheng siedział na łóżku w pokoju gościnnym. Opierał rękę na kolanie, w drugiej trzymał papierosa, z którego popiół spadał na jego stopę.
Dobrze wiedział, że Wu Suo Wei zadzwonił do Wang Zhena tylko po to, by zapytać o tę konkretną sprawę. Martwił się tym, że to właśnie do niego się zwracał, gdy miał jakiś problem do rozwiązania. Był zazdrosny o Wang Zhena, że zdobył uwielbienie i zaufanie jego Wei Weia.
Wu Suo Wei przez chwilę czaił się przy drzwiach, w końcu zebrał się w sobie i je otworzył:
– Wiesz, dzieciaki śpią, tym razem naprawdę.
Chi Cheng zaciągnął się papierosem i nawet na niego nie spojrzał. Chłopak wyrwał mu papierosa z ust i sam się zaciągnął, po czym westchnął i wydmuchał dym prosto w twarz Chi Chenga.
– Chwilę temu było całkiem ostro. Nie chcesz kontynuować? Bo wiesz, liczyłem na ciąg dalszy, a ty zamknąłeś się tu z tą aurą cierpiętnika.
Mężczyzna spojrzał na niego ponurym wzrokiem. To jedno spojrzenie wystarczyło, by serce Wu Suo Weia zadrżało z bólu. Czekał, by Chi Cheng jeszcze raz na niego popatrzył, usiadł na łóżku i delikatnie szturchnął go w pierś.
– Wiem, że czasem robię coś, co cię złości. A zawsze, kiedy się na mnie gniewasz, to mnie karzesz. Zrobisz to teraz? Jestem gotowy. Nie zachowuj się tak, zrób coś. – Te słowa można by porównać z próbą samobójczą.
Chi Cheng odebrał od niego papierosa i zgasił go w popielniczce, po czym chwycił ją i rozległ się trzask. Popielniczka rozwaliła się na kawałki w jego dłoni, a popiół i niedopałki rozsypały się po pościeli.
Komentarze
Prześlij komentarz