Po obiedzie Chi Jiali zabrała Quana i razem pojechali odebrać Duana. Po drodze zapytała syna:
– Jeśli twój brat nie zechce wracać do domu, co zrobisz?
Quan odpowiedział z uśmiechem:
– Przekonam go, żeby z nami wrócił.
– Jak zamierzasz to zrobić?
Quan zastanowił się przez chwilę i odparł:
– Powiem mu, że babcia za nim tęskni, że mama za nim tęskni, a najbardziej ja. I mamy nadzieję, że do nas wróci.
– Racja, twój brat zawsze cię słucha. Jak mu powiesz, żeby wrócił, to wróci.
– Tak – przytaknął chłopiec. – Powiem mu same miłe rzeczy.
Chi Jiali spojrzała na niego i zapytała:
– Czyli co?
– Powiem mu, że bez zgody rodziców nie można mieszkać w cudzym domu. To rodzice nas wychowują i musimy myśleć o ich uczuciach.
Chi Jiali pogłaskała Quana po głowie i uśmiechnęła się z zadowoleniem.
– Och, twój brat na pewno będzie zawstydzony.
Gdy dojechali na miejsce, poszli pod drzwi mieszkania Chi Chenga i Chi Jiali nacisnęła dzwonek. Drzwi otworzył Wu Suo Wei, a tuż za nim stał Duan. Był bez okularów, bo zauważył, że podczas jedzenia ryżu widzi same czarne ziarenka. Nie chciał ich zjeść i oddał całą porcję Wu Suo Weiowi.
Chi Jiali spojrzała na Duana i z uśmieszkiem na ustach mrugnęła do Wu Suo Weia.
– Mówiłeś, że możesz wybielić mojego syna. Dlaczego nie jest biały?
Chłopak nie zdążył odpowiedzieć, bo Duan pobiegł do salonu po swoje okulary, założył je i zawołał do mamy:
– Mamo, szybko, spójrz na mnie! Jestem biały!
Chi Jiali była kompletnie zbita z tropu, poklepała go po głowie i powiedziała:
– Jak to biały? Przecież nic a nic się nie zmieniłeś.
– Mamo, zobacz teraz! – odparł Duan i założył jej na nos okulary.
Chi Jiali spojrzała przez nie i błyskawicznie je zdjęła. Obdarzyła gniewnym spojrzeniem Chi Chenga i Wu Suo Weia, którzy siedzieli przy stole i spokojnie jedli obiad.
Tymczasem Quan krzyknął do brata:
– Ale dałeś się nabrać! Twoja skóra wcale nie jest biała. Te okulary są zepsute. Widzę, że nadal jesteś czarny, tylko tobie się wydaje, że tak nie jest.
– Naprawdę zmieniłem kolor skóry, wy tego nie widzicie, bo nie macie magicznych okularów.
– Jakich magicznych okularów? – zapytała Chi Jiali tracąc cierpliwość. – Te okulary zmieniają sposób, w jaki widzisz, twój kolor skóry się nie zmienił. Wszyscy widzimy, że jest czarna.
– Mamo, załóż i zobacz.
– Przestań mnie denerwować! – krzyknęła kobieta
Tymczasem Quan zainteresował się tematem.
– To naprawdę magiczne okulary? Każdy, kto je nosi, zobaczy, że jesteś biały? To ja chciałbym być czarny!
Chi Jiali omal nie zemdlała ze złości. Chi Cheng siedział naprzeciwko Wu Suo Weia i jadł ryż, tajemniczo się uśmiechając. Chłopak kopnął go w kostkę i zapytał:
– Z czego się śmiejesz?
– Mam wrażenie, że gdy byłeś młody, to byłeś taki jak oni.
Wu Suo Wei zrobił naburmuszoną minę.
– Chyba żartujesz, byłem o wiele bystrzejszy.
Chi Jiali siedziała na sofie z ponurą miną, a Quan starał się ją pocieszyć.
– Mamo, nie gniewaj się. Przekonam go.
Kobieta spojrzała z czułością na swojego rozsądnego syna, a Quan podszedł do brata, dotknął swoim białym, delikatnym palcem jego ciemnego policzka i powiedział:
– Jesteś tak samo czarny jak wcześniej.
– Wcale nie. – Duan zdjął okulary i podał je bratu. – Sam zobacz.
Kiedy chłopiec je założył, zobaczył, że skóra jego brata faktycznie jest biała. Duan zaciągnął brata przed lustro i powiedział:
– Zobacz, jesteś czarny.
Dla Quana była to większa frajda, niż wizyta w Disneylandzie, ponieważ zawsze chciał mieć czarną skórę.
– Teraz jesteśmy tacy sami, prawda? – zapytał Quan, patrząc na Duana.
Po długim namyśle Quan w końcu poukładał sobie wszystko w głowie.
– Kiedy założyłem okulary, zrobiłem się czarny, ty jesteś czarny, bo je zdjąłeś. Ale fajnie, teraz obaj jesteśmy czarni. A co, jak zechcemy być biali?
Duan zdjął okulary z nosa Quana, założył je sobie i powiedział:
– Teraz ja mam okulary i obaj jesteśmy biali.
Quan radośnie przytaknął. A po chwili obaj zaczęli się śmiać, podskakiwać i krzyczeć.
– Mamo, nieważne, czy Duan założy okulary, czy je zdejmie, to wszyscy mamy ten sam kolor skóry – oznajmił Quan.
– Mamo, mogę tu zostać? – zapytał Duan.
Chi Jiali siedziała jak zaklęta, nie wierząc w to, co się dzieje. Nagle Quan przypomniał sobie, co obiecał mamie.
– Mama nie chce się z tobą rozstawać, będzie za tobą tęsknić.
– Przekonaj ją, żeby pozwoliła nam obu tu zostać.
– Nie sprawiaj kłopotów. Jeśli zostaniemy, mama będzie nieszczęśliwa.
– Nie będzie. – Duan postawił na swoim. – Przekonam ją.
– Jak chcesz to zrobić?
Duan zagryzł dolną wargę i przybrał stanowczy wyraz twarzy.
– Powiem jej, że jeśli nie pozwoli nam zostać, będę płakał.
Chi Jiali nie mogła już tego znieść. Spojrzała na swoich synów i krzyknęła:
– Jeśli obaj chcecie tu zostać, to moja odpowiedź brzmi: nie! Jedziecie ze mną do domu.
Gdy wypowiedziała te słowa, w pokoju zapanowała cisza, a po kilku sekundach obaj chłopcy zaczęli płakać i pobiegli przytulić się do wujka Chenga. Wu Suo Wei wyczuł, że to jest jego szansa. Wstał i zwrócił się do Duana i Quana:
– Jeśli przestaniecie płakać i będziecie grzeczni, dam wam te okulary, będziecie mogli zabrać je do domu.
Bliźniacy momentalnie przestali płakać.
Chi Jiali spojrzała na Quana i powiedziała:
– Załóż okulary, jedziemy do domu, a twój brat niech tu zostanie.
Duan jak na zawołanie zaczął głośno płakać. Po chwili dołączył do niego brat i obaj zaczęli biegać po pokoju i ryczeć w niebogłosy.
Chi Cheng spojrzał na nich i zapytał:
– A im o co chodzi? Dlaczego tak płaczą?
– Chcą u nas zostać, ale mama im nie pozwala.
Chi Cheng spojrzał na siostrę, która momentalnie mu odpowiedziała:
– Takie są właśnie dzieci. Wolą się bawić całymi dniami, nie chcą wracać do domu. Jeśli nie zmusisz do czegoś pięciolatka, to nic nie zrobi. Skoro tak chcą zostać, to proszę bardzo. – Chi Jiali obróciła się na pięcie i wyszła.
Po powrocie do domu wyjęła zapiski Chi Yuana. Nie było łatwo rozdzielić Chi Chenga i Wu Suo Weia, dlatego po raz kolejny zamierzała skorzystać z notatek ojca.
Osobiste spostrzeżenia: Po kilku dniach spędzonych w jego towarzystwie zauważyłem, że ma silny popęd seksualny, którego nie potrafi kontrolować. Skutecznym sposobem, by zerwali, będzie uniemożliwienie im zbliżenia. Jeśli nie będą w stanie osiągnąć fizycznej satysfakcji, na pewno się rozstaną.
Chi Jiali przewróciła jeszcze kilka kartek, żeby upewnić się, że nie ma żadnych poprawek i dopisków. Stwierdziła, że zostawienie u nich bliźniaków było świetnym posunięciem.
Następnego dnia Chi Jiali pojechała odwiedzić swoich synów, którzy byli w starym domu Wu Suo Weia. Chi Cheng miał Duana na baranach, dzięki czemu chłopiec mógł zrywać morele prosto z drzewa. Chi Jiali przez chwilę stała i patrzyła na tę scenę.
To był stary dom zbudowany w latach osiemdziesiątych. Było na nim mnóstwo pajęczyn. Kobieta przypomniała sobie, że ponad dwadzieścia lat temu też mieszkali w podobnym domu. Była wtedy w wieku swoich synów. Całymi dniami razem z Chi Chengiem biegali i bawili się na podwórku. Później, kiedy dorosła, wyszła za mąż, założyła rodzinę i oddalili się z bratem od siebie.
Nigdy nie sądziła, że po tylu latach stanie przed domem, który przywoła tak miłe wspomnienia. A już na pewno nie spodziewała się, że Chi Cheng będzie tak cierpliwym i wyrozumiałym wujkiem, że będzie spędzać czas z jej dziećmi, że będzie zrywał z nimi morele i beztrosko się uśmiechał.
Quan miał na sobie płócienne buty i spodnie podwinięte do pół łydki. Wu Suo Wei trzymał go na rękach i pokazywał palcem na stojącą nieopodal kobietę.
– Mama! – krzyknął chłopiec, gdy tylko ją zauważył.
Wu Suo Wei i Chi Cheng postawili bliźniaków na ziemi, by obaj mogli pobiec do mamy.
Chi Jiali od razu zadała im pytanie:
– Chcecie wracać ze mną do domu?
Duan i Quan zaczęli potrząsać głową, bo bardzo chcieli zostać. Chi Jiali uśmiechnęła się do nich serdecznie.
– Dobrze, pozwolę wam zostać, ale musicie mi coś obiecać.
Chłopcy kiwnęli głowami, zgadzając się na wszystko.
– Musicie spać w jednym pokoju z wujkami. Tylko wtedy pozwolę wam zostać.
Duan i Quan nie mieli z tym problemu i jeszcze gorliwiej zaczęli kiwać głowami. Na wszelki wypadek Chi Jiali wyjęła z torebki okulary.
– Te okulary też są magiczne. Dzięki nim mamusia będzie widzieć, co się dzieje w domu. Jeśli zobaczę, że nie śpicie razem z wujkami, jutro przyjadę i was zabiorę.
Quan i Duan byli zdeterminowani i za nic nie chcieli, żeby mama jutro po nich przyjechała. Chi Jia Li założyła tajemnicze przeciwsłoneczne okulary i uśmiechnęła się do Wu Suo Weia i Chi Chenga. Kto mieczem wojuje, od miecza ginie.
Komentarze
Prześlij komentarz